FairyTail

FairyTail

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział II

"Słucham? Tak tak, tu Juvia Locker."

 

Lucy wraz z Levy zostały przewiezione do szpitala. Po krótkich badaniach kontrolnych lekarze wywalili je ze szpitala, ponieważ niebiesko włosa dostała ataku wściekłości i mało nie zrujnowała gabinetu medyka. Ciągle zła, za kradzież ukochanej skody, szła z przyjaciółką na komisariat.
-Achhh!!- darła się Levy od około pół godziny- Moje nowe auto!
-Levy nie płacz. Jak ubezpieczone to oddadzą kasę.
-I co z tego?! Ja je naprawdę polubiłam!!
-Tak tak... No już jesteśmy.-odpowiedziała Lucy stając przed budynkiem policji. Lokal nie był duży ale też nie zbyt mały. Wybudowany został z czerwonej cegły. Nad dużymi drewnianymi drzwiami wisiał napis KOMISARIAT POLICJI. Obie panie weszły do środka. Gdy Erza dowiedziała się co przytrafiło się jej przyjaciółkom obiecała pojawić się jak najprędzej.
Heartfilia nacisnęła klamkę i wkroczyła od pomieszczenia. To co zobaczyła pozostawiło istotny ślad w jej psychice. Policjanci siedzieli wszędzie gdzie się tylko dało i obżerali się pączkami oraz czekoladkami. Większość z nich popijała kawę. Wszędzie walały się papiery i jakieś kolorowe kartki. Niezidentyfikowana mała dziewczynka biegała w tę i z powrotem. Grała głośna muzyka. Okna były pootwierane, a dwóch funkcjonariuszy wychylało się z nich i wypuszczało na spacerek pawia. Za biurkiem siedziała kobieta o brązowych włosach i wrzeszczała do nich żeby nie zabrudzili jej auta. Istny chaos.
-O mamy nowych gości!- zawołała radośnie 
-My chcemy zgłosić kradzież auta.-powiedziała Lucy i przybliżyła się w stronę kobiety. Potknęła się przy tym o jakieś akta.
-Co zgłosić?
-Kradzież auta!-wrzasnęła Levy
-A wy wiecie ile z tym roboty?! Eee... Nie chce mi się.- powiedziała Cana i wygodnie rozsadowiła się w fotelu.
-Że co?!- wrzasnęły jednocześnie Lucy i Levy
-Wiecie jak ciężko być samotną matką?! Roze chodź tutaj! 
Mała blondynka prawie że natychmiast pojawiła się przy Canie. Miała identyczne oczy co jej rodzicielka i blond czuprynę. Po chwili Roze znalazła sobie lepszą robotę niż bezczynne stanie przy matce i oddaliła się po cichu. Cana wyciągnęła jakieś czasopismo i zaczytała się w jednym z artykułów mówiących o najbogatszych ludziach świata.
-Nie wiedziałam, że sama pani wychowuje córkę...-zaczęła Lucy, ale przerwało jej głośne trzaśnięcie drzwi otworzonych nagłym i niebezpiecznie mocnym kopniakiem.
-No to teraz już nie jestem samotną matką.-rzuciła Cana przewracając kolorową stronę ze zdjęciem jakiejś willi na północy Stanów Zjednoczonych. 
-Wróciłem nieroby pieprzone!-krzykną od progu wysoki blond mężczyzna. 
-Nie przeklinaj przy dziecku!!!-wrzasnęła Cana i rzuciła w stronę męża gazetą, trafiając go prosto w twarz.
Wściekły Laxus zdeptał papier i rykną:
-Ogarnąć mi tu ten chlew!!
Zlęknieni policjanci w pośpiechu sprzątali swoje miejsca pracy. Zniknęły papiery i porozrzucane dokumenty. Pączki i kawka zmieniły się w notesy i długopisy, gotowe notować każde zeznania świadków różnych wypadków. Wyłączono muzykę i zamknięto okna, zostawiając tylko parę otwartych lufcików.
-I wziąć się do roboty!
-Tak jest!
Owe miejsce znów zaczęło przypominać normalny komisariat. Laxus przeszedł przez główny hol szybkim krokiem. Każdy kto stał bliżej niż 3 metry od rozjuszonego osobnika płci męskiej oddalał się na bezpieczną odległość. Nawet Cana zajęła się pracą. Tylko mała blondynka zawołała wesoło, witając się z ojcem. Wszędzie panowała grobowa cisza. Laxus spojrzał za siebie kątem oka i wtedy dostrzegł dwie nowe twarze.
-Panie w sprawie...?
Lucy zamarł głos ze strachu kiedy mężczyzna zwrócił się w ich stronę.
-Chcemy zgłosić kradzież auta!- wrzasnęła zrozpaczona Levy.
-To zapraszam.-powiedział już opanowanym tonem.
Otworzył drzwi do swojego gabinetu i szarmancko przepuścił kobiety. Zerkną na spanikowany personel, który pod wpływem wzroku blondyna jeszcze bardziej cofną się w głąb komendy i wstrzymał oddech. Laxus warkną coś niezrozumiałego i trzasną drzwiami od swojego pokoju.
-Proszę siadać.- zachęcił nowo przybyte klientki.
Obie damy zajęły swoje miejsca.
-A więc zajmijmy się robotą...- mrukną blondyn wyjmując z szuflady biurka jakieś formularze i teczki.
***
 Biała skoda mknęła drogami na obrzeżach miasta. Gray nie wahał się łamać wszystkie przepisy drogowe, w tym również ograniczenia prędkości. Utrzymywał stałe tępo ponad 120 km/h, więc dosyć szybko opuścili stolicę i zadowoleni jechali spotkać się z szefem. Przez całą drogę Gajeel kłócił się z Natsu, gdyż pan Dragnell bawił się radiem, co pięć sekund zmieniając stację. Tłumaczył to niezdecydowaniem, co bardzo irytowało Redfoxa. Gdy wreszcie czerwonooki odpuścił, Natsu zostawił przeklęte radio i przez niecałe 10 minut jechali w całkowitej ciszy.
-Natsu masz ogień?-zapytał osobnik siedzący z tyłu.
-A jak zapałka mogłaby go nie mieć?- zażartował Gray kierując autem.
-A chcesz w ryj mrożonko?!-zawołał oburzony różowo włosy.
-Dawaj napaleńcu!- odpowiedział mu Fullbuster.  
-Uspokójcie się debile!- rykną z tyłu Gajeel, ale jego współtowarzysze olali go całkowicie.
Pierwszy cios wprowadził Gray. Uderzył Natsu pięścią w twarz tak, że Dragnell przeżył bliższe spotkanie prawą częścią twarzy z szybą. Osobnik, który został nabity warkną gniewnie i wgryzł się w rękę Graya. Ten podniósł niemiłosierny wrzask.
-Pojebańcu! Rękę mi chcesz odgryźć?!
-Patrz na drogę!- wydarł się z tyłu Gajeel, który jako pierwszy wypatrzył na drodze ciemny, nieokreślony kształt.
Gray, nawet nie patrząc na drogę, impulsywnie wcisną hamulec, zaalarmowany wrzaskiem przyjaciela. Skoda powoli zaczęła tracić prędkość, jednak zderzenie z tym czymś co leżało na drodze było nieuniknione. Natsu chwycił kierownicę i wykręcił ją mocno w lewo. Samochód zjechał na przeciwny pas i rozwalił przydrożną barierkę. Auto zatrzymało się dopiero na średniej wielkości drzewie, które złamało w pół.
-Żyjemy?- zapytał szeptem Natsu -Żyjemy! Jesteśmy niezniszczalni!- zawołał chwilę później.
-Co się cieszysz debilu? To nawet poważny wypadek nie był.- warkną na niego wkurzony Gajeel, który walną się czołem w szybę. Na jego głowię już wyrastał guz.
-Taa. Wypadek może i mały, ale samochód już nam nie odpali.-mrukną Gray.
-Jakie to w tych czasach wszystko delikates.- zaśmiał się Natsu spoglądając na Gajeela.
-Jak cię dorwę to nie żyjesz.- prychną Redfox.
Natsu wyskoczył z samochodu.
-No trudno i tak był skradziony.
Gray z Gajeelem również opuścili auto.
-Zobaczmy co za cholerstwo leży na tej drodze.- powiedział czerwonooki i wgramolił się z powrotem na gładką, asfaltową powierzchnie jezdni.
Podszedł parę kroków i staną jak wryty. Jego towarzysze usłyszeli siarczyste przekleństwo. Zaciekawieni zbliżyli się. Oni również wytrzeszczali oczy.
-Co to ma być?- pierwszy rozdarł się Gray- Rozwaliłem samochód przez pudło?!
 -Patrz co w nim jest.- powiedział Gajeel.
Trójka mężczyzn zajrzała do kartonowego opakowania. W środku znajdował się wełniany, biały kocyk w wielokolorowe groszki. Na nim ułożone były trzy małe kociaki. Jeden z nich był biały, drugi posiadał ciemne futerko i przedziwną bliznę na oku, a ostatni z nich miał szaro-białe ubarwienie.
-Jak ja się stoczyłem...-jękną Fullbuster- Bałem się rozjechać koty!
-Są świetne!- zachwycił się Natsu- Bierzemy je.- już cieszył mordkę.
-Ja chce tego ciemnego.- zaklepał kociaka Gajeel.
-Ciemna masa to i bierze ciemnego.- prychną rozbawiony Salamander.
-Zamknij dziób, bo się oplujesz jeszcze. A ty Gray bierzesz białego.
-Nie znoszę kotów.- mrukną i zaczął iść szosą w stronę, w którą jeszcze niedawno podążali białą, skradzioną skodą.
***
Na komisariat wpadła szkarłatna burza niszcząc wszystko co napotkała na swojej drodze. O kim mowa? Oczywiście- Erza Scarlet. Bez pukania, niczym podmuch porywistego wiatru wleciała do gabinetu Laxusa. Lucy i Levy przeszły dreszcze. Dreyar jedynie uniósł brew i mrukną, aby zamknęła drzwi. O dziwo Erza posłuchała i z hukiem zatrzasnęła je za sobą. 
-Dlaczego policja nie ściga tych opryszków?!- wydarła się.
-Erza siadaj.- rozkazał Laxus wskazując wolne krzesło.  
Scarlet posłusznie usiadła, co było wielkim szokiem dla Lucy i Levy.
-Chwila, to wy się znacie?- zapytała Heartfilia 
-Tak, jesteśmy przyjaciółki od dziecka.- powiedziała Erza, a Laxus kiwną głową.-To czemu tu siedzisz zamiast badać sprawę ?! 
Blondyn westchną i spojrzał na swoje biuro, od którego byli oddzieleni tylko dźwiękoszczelną szybą.
-Widzicie tego przy ksero? Tylko dyskretnie na miłość boską.- sykną widząc, że kobiety chcą zapuścić żurawia i bezczelnie wpatrywać się w otyłego funkcjonariusza.
Kobiety kątem oka spojrzały we wskazanym kierunku.
-Yhym.- mruknęły zgodnie.
-Mafia.- warkną- Ten w kącie też. Z papierosem również. Cała policja zeszła już na psy. Mafia ma wszędzie swoje wtyki.- Erza już otwierała usta, jednak Laxus był szybszy.- Na miejsca wypadków spowodowanych właśnie przez mafie wysyłają swoich ludzi. nie ważne czy to ta sama mafia. Wszystkie działają wspólnie nawet się nie porozumiewając.
-To czemu nic z tym nie robicie?- zapytała wzburzona Levy.
-Teraz powiem coś co zawsze mówią politycy: nic nie możemy. Większe szanse są na to, że sami się wybiją niż my ich dorwiemy. Ale drogie panie mam dla was propozycję. 
Kobiety spojrzały na Laxusa zdziwione.
-Dostrzegam w waszych oczkach coś takiego jak chęć odnalezienia ich czyż nie?
-Tak!-wrzasnęły jednocześnie Lucy i Levy.
-Świetnie. Cana ma znajomą, która jest detektywem. I nie pracuje dla mafii, co jest bardzo dziwne.- napotkał zdziwione spojrzenia, więc pośpieszył z tłumaczeniem.- Dla mafii pracuje większość zdolnych osób. Policjanci, detektywi, prawnicy, lekarze, a nawet sędziowie.
Lucy była w szoku. Tego się nie spodziewała. Wiedziała, że mafia rozwija swoją działalność, ale nie wiedziała, że aż tak.
-To jak dzwonimy?
-Oczywiście.- odpowiedziała bez zastanowienia Erza. 
Laxus wyciągną telefon z kieszeni i odnalazł jej numer.
-No to dzwonimy.
***
   

Po dużym pokoju rozniósł się dźwięk telefonu. Odgłos odbijał się od pomarańczowych ścian i bardzo irytował właścicielkę komórki. Rozjuszona Juvia, którą nagły alarm wyrwał z głębokiego snu, wstała i zaczęła przeszukiwać sterty ubrań.
-Juvia wie, że zostawiła go w tych jeansach!- płakała niebiesko włosa gdy dźwięk stawał się coraz głośniejszy.- Juvia już nigdy więcej nie pije!
W końcu wygrzebała telefon z kieszeni spodni, które od razu odrzuciła w kont.
-Słucham?
-Laxus Dreyar. Czy mam przyjemność z Juvią Locker?
-Tak, tak. Tu Juvia Locker.
-To wspaniale się składa, gdyż w imieniu Cany chcę prosić Cię o przysługę.
-Juvia słucha uważnie.- kobieta ściągnęła brwi i w skupieniu słuchała.        


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Ta daaaaammm ;3 jest :D . W komentarzach możecie składać zamówienia na one-shoty, na które macie ochotkę. Z chęcią napiszę :D  
 
      
             


piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział I:” Caffe Bar, Diament i rabunek.”



Tokio, 19 września
Młoda kobieta zmierzała uliczką stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni. Jej długie blond włosy mokły pod wpływem deszczu i były rozwiewane przez niemiłosierny wiatr, który wiał ze strony północy. Kobieta zostawiła parasolkę w domu. Teraz otulała się kołnierzem czerwonego jesiennego płaszcza, który miała w zwyczaju nosić i w myślach przeklinała własną głupotę.” Następnym razem będę słuchać pogodynki”- myślała. Jej buty cichutko stukały na mokrym chodniku. Blondynka powoli dochodziła od jednej z wielu miłych, przytulnych i ciepłych kawiarenek. Caffe Bar-różowy szyld było widać już z daleka. Brązowooka uśmiechnęła się na myśl o przyjemnym cieple i gorącej czekoladzie oraz miłemu plotkowaniu ze swoją najlepszą przyjaciółką. Lucy Heartfilia weszła do budynku. Do jej nozdrzy dotarł zapach palonej kawy. Wciągnęła ze świstem powietrze rozkoszując się wspaniałą wonią. Rozejrzała się po wnętrzu kawiarni. Ściany Caffe Bar miały pastelowy odcień różu. Na dużej sali były rozstawione brązowe, drewniane, okrągłe stoliki zakryte przez białe obrusy w jasnofioletowe drobne kwiatuszki. Na każdym z nich ustawiony był wazonik z tulipanem w różnym kolorze. Lucy odszukała wzrokiem niską kobietkę o krótkich niebieskich włosach i brązowych oczach. Siedziała przy stoliku pod ścianą, nosem w książce z kubkiem gorącego kakao. Lucy przeszła wężykiem pomiędzy stolikami i dotarła do przyjaciółki.
-Ohayo Levy!- powiedziała blondynka uśmiechając się pogodnie. Levy McGarden zamknęła książkę i posłała miły grymas w stronę nowo przybyłej towarzyszki.
-Ohayo Lucy.- odpowiedziała. Do stolika podeszła wysoka kelnerka o łagodnym spojrzeniu z bananem na ustach.
-Podać Pani coś?
-Tak, poproszę gorącą czekoladę.- rzekła Heartfilia bez zastanowienia.
-Oczywiście. Może coś do jedzenia?
-Nie dziękuję.
Kelnerka opuściła ich stolik udając się po zamówienie.
-Mocno zmokłaś.- odezwała się Levy- jeszcze się przeziębisz!
Blondynka machnęła lekceważąco ręką.
-Oj tam. Zobacz, już się przejaśnia.
 Obie spojrzały w okno. Pierwsze promienia słońca wychylały się zza ciemnych obłoków.
-Masz racje.
-Noo, ja ją zawsze mam.- Levy prychnęła cicho pod nosem- A co to miało być?- oburzyła się Heartfilia 
-A co tam u ciebie słychać Lucy?- zapytała jak gdyby nigdy nic niebieskowłosa
Lucy westchnęła głośno i rozłożyła się na stoliku.
-Ech Levy… Mam strasznie dużo roboty. Erza to prawdziwy potwór!
Przyjaciółka zaśmiała się.
-Przesadzasz.
Kelnerka przyniosła zamówiony napój. Lucy upiła spory łyk rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po całym ciele.
-Levy a jak tam twój nowy chłopak? Jet tak?- blondynka posłała przyjaciółce zadziorny uśmieszek
-Lucy! Ten bezmózgowiec to nie mój chłopak!- McGarden nadmuchała zaczerwienione policzki
-Tak tak..
-Masz nowy lakier?- zaciekawiła się aż za bardzo entuzjastycznie Levy
Lucy skwapliwie pokiwała głową, nie chcąc drążąc tematu.
-No. Kupiłam go w tym nowym sklepie za rogiem. Prawda, że świetny?
-Cudny!- zachwycała się niebieskowłosa –Lucy musze go kupić!
-Levy koniecznie teraz?- zapytała z niedowierzaniem przyjaciółka drobnej osóbki, której nie na rękę było opuszczanie ciepłej kawiarenki i pysznego kakao.
-Tak.- uparła się McGarden
Lucy westchnęła zrezygnowana.
-Jesteś gorsza od Erzy.- jęknęła
-Przekażę jej to.- na oblicze niebieskowłosej wpełz złowieszczy uśmieszek
-Nawet się nie waż!!- Lucy zbladła
-No to chodźmy.
-Aha.- mruknęła przegrana
Nagle zadzwonił telefon Lucy. Blondynka wygrzebała ze skórzanej torby barabaniącą komórkę. Na wyświetlaczy migał napis: Erza. Heartfilia odebrała.
-Halo?
-Lucy?!- wydarł się kobiecy głos
 Kobiecie ciarki przeszły po plecach. Spojrzała na Levy, która bezgłośnie mówiła: Już po tobie.
-Tak Erzo?
-Gdzie ty się podziewasz?! Masz natychmiast stawić się u mnie! Dlaczego wykres zysków i strat nie jest jeszcze gotowy? A faktury cukierni?
-Zaraz będę Erzo.- jęknęła Lucy
-Mam taką nadzieję.- ton głosu szefowej Heartfilii przypominał słowa mordercy
Po chwili Erza Scarlet rozłączyła się.
-Levy muszę pędzić do firmy inaczej ona mnie zapije!- przerażona blondynka aż zbladła, wyobrażając sobie w myślach wkurzoną szefową.
-Jasne Lu. Mam niedaleko samochód. O tu naprzeciwko, obok Diamentu. Podwieźć cię?
-Dziękuje Levy. Życie mi ratujesz.
Obie zapłaciły za napoje i w pospiechu wyszły. Szybko przebiegły na drugą stronę jezdni, gdzie obok sklepu jubilerskiego Diament stała zaparkowana biała skoda Levy.
*
 Trójka mężczyzn ubranych w czarne jeansy oraz bluzy z kapturem niepostrzeżenie przemknęła na zaplecze sklepu jubilerskiego Diament. Powoli otworzyli drzwi i wślizgnęli się do wnętrza budynku forsując zamek w drzwiach.Wokół panowała grobowa cisza, którą przerwał głuchy łoskot i siarczyste przekleństwo.
-Natsu popierdalańcu!- wrzasną jeden z zamaskowanych ninja o ciemnych włosach
-Debilu przypierdolić Ci?!- rozwrzeszczał się drugi z czerwonymi oczami
-Sory, ciemno tu.- jękną osobnik leżący na podłodze u stóp towarzyszy. 
Rozległ się dźwięk telefonu.
-Halo?- warkną do telefonu Gray
-Kochanie gdzie jesteś?
-Co kurwa ?!
-Gray to ja Alice, nie poznajesz?- właścicielka piskliwego głosiku była wyraźnie zrozpaczona, że miłość jej życia o niej zapomniał
-Nie znam Cię.- fukną do telefonu Gray po czym się rozłączył
-Że też roboty nie umieją normalnie odwalić- żąchną Gajeel 
-Mordy w kubeł i do pracy.- wtrącił Natsu
-I mówi to osoba, która jeszcze przed chwilą wycierała gębą podłogę.- odciął się Redfox
-Dobra ruszać się, bo inaczej Jellal nas zakatrupi.
Po cichu trójka zamaskowanych zamachowców trafiła do głównej sali sklepu. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wtargnęli do środka wrzeszcząc:
-To jest napad!!!!!
*
Levy dorwała kluczyki auta i włożyła je do dziurki od klucza. Przekręciła i otworzyła drzwiczki samochodu od strony kierowcy. Lucy również wykonała taką czynność. Nagle rozległ się głośny huk. Szyby z witryn sklepu zamieniły się w ostre okruchy. Blondynka upadła na ziemię mocno oszołomiona. Levy zdążyła się schować za samochodem. Gdy wybuch miną od razu podbiegła do poobijanej przyjaciółki. 
*
Gray wrzeszczał na przerażonych ludzi: właściciela sklepu oraz klientkę, Natsu pozbierawszy forsę i cenne kamienie biegał wszędzie nie wiadomo czego, a Gajeel w spokoju palił papierosa.
-Salamandrze już?- zapytał gdy zgasił
-No pewnie!
Różowo włosy chłopak wcisną mały czerwony przycisk w czarnym pudełeczku. Szyby z witryn i okien budynku wybuchły zostawiając po sobie puste ramy oraz tony szkła na chodnikach.
-Żelazko zbieraj się i idziem!- zawołał Gray i  wypadł na ulicę. 
Za nim ze sklepu wyskoczyli jego towarzysze. Natsu wyleciał i dorwał się do pierwszego lepszego auta. Otwarte! Dziękował niebiosom za te szczęście. Gajeel wyszedł w pośpiechu na ulicę jednak się zawrócił. Wpadł do sklepu. Podszedł szybko do właściciela i powiedział:
-Nawet się nie waż mówić o nas policji, bo wiemy gdzie pan mieszka, panie....-zerkną na plakietkę -Johnes.
Zawrócił się i wyszedł ze sklepu. Ludzie wokół krzyczeli i robili wiele hałasu i szumu. Zobaczył Natsu cieszącego gębę z białej skody, w której siedział. Obok leżała pół przytomna blondynka i klęcząca obok niej mała niebiesko włosa kobieta. Wsiadł na tylne siedzenie.
-Już.
Gray ruszył z piskiem opon.
-Hejjjj!!!!!!-rozległ się wrzask Levy, właścicielki skradzionego auta
Po drugiej stronie ulicy stał czarny Maserati. Jego właściciel włączył silnik i gdy tylko biała skoda odjechała z miejsca zdarzenia, ruszył w przeciwną stronę. Jellal uśmiechną się pod nosem, zadowolony z pracy swoich towarzyszy. Jego telefon zadzwonił.
-Halo?
-I jak robota?-zapytał zachrypnięty głos
-Wszystko poszło z godnie z planem.-odpowiedział bezbarwnym tonem