FairyTail

FairyTail

sobota, 14 lutego 2015

Wyniki, wyniki ^^

Otóż już sprawdziłam prace konkursowe :). Wybór był trudny ale jako tako udało się dojść do porozumienia ^^
A więc... Albo może przypomnijmy jeszcze nagrody i parę słów do wyjaśnień:
Wygrany one-shot wstawiony bd na bloga z podpisem kto jest autorem ^^; zwyciężczyni zamawia one-shota z zakładce: Zamawianie one-shotów. Proszę pamiętać, że nie piszę +18,  na wszelkie inne jestem otwarta. Zobowiązałam się też odwiedzić blogi osób biorących udział w konkursie (lista blogów do odwiedzenia zostanie zweryfikowana nieco później). Mam też skomentować każdy wpis jaki pojawił się na blogu zwycięzcy. No to wszystko jasne ^^.
A więc wygrała  Tytania Scarlet oraz Angela S! Mamy egzekwo ! Gratuluje kochane :), napisałyście fantastyczne prace, bardzo mi się podobały, nie liczyłam małych błędów :)).
A oto zwycięskie prace:

Tytania Scarlet napisała:

,,Przeżyjmy ostatnią przygodę"



Jej myśli były obłąkane. Patrząc w falę morza. Każda sekunda była udręką, zimna barierka od molo, wprawiała ją w dreszcze. Ból w sercu był nie do zniesienia. Myśląc, że na serio będzie musiała ich opuścić nie będzie łatwe. Podróżowali oni, przez dobre dwa lata... Kochali, żyli, pili... Tak bez końca.

Lecz każda powieść, musi mieć swój koniec.  Przez tyle tych lat, nie znalazła ukochanego, z którym dzieliłaby tajemnicę, zawsze uważała, że życie z kimś ,,obcym'' jest udręką dla kobiety. Ale tak nie było. Blondwłosy falowały, biała sukienka z błyszczącym brokatem oraz cieniutką pelerynką, wyglądała cudnie nocą. Jej ostatnią nocą spędzoną w tym mieście. W którym wszystko się zaczęło. Łzy które chciała powstrzymać, były nieuniknione, dzień w którym miała poznać swój mały świat, zniknął niczym łza z oka. Amnezja może być rzeczą okropną. Jej przyjaciółka, która cierpiała na to samo, odnalazła wspomnienia. Jak się okazało... Niewinna i pełna emocji dziewczyna, była w poprzednim życiu, tancerką, która w wieku 15 lat, osiągnęła tak wiele. Ciekawiła ją, swoja własna przyszłość. Kim była? Pytanie. Odpowiedź. Gdzie ją znajdzie? Zacisnęła swe oczęta, usta wykrzywiła w wąską linię, tarcza księżyca oświetlała całe miasto. Gwiazdy promieniały, a także odbijały się w morzu. Tyle lat, na nic...

Pamiętała jak, obudziła się przed brzegiem morza, jej stopy były mokre od wody, która opadała i znikała. I tak w kółko. Wiatr. On jest przyczyną. Kiedy się obudziła, miała pustkę w głowie, dziurę której nie załatałaby tak łatwo. I wtedy... Podróżując po świecie, odnalazła swojego ,,pierwszego" przyjaciela, małego, jedynie sięgającego jej do łydki, białego z dużym jak marchew nosem... Bałwanka.

Zastanawiała się, jak go nazwać, ale było jeszcze jedno pytanie:

Czy on, będzie chciał z nią zostać?

Poszła, zostawiając stworzonko same. Smutny bałwanek, zaczął za nią podążać, łatwe w prawdzie to nie było, iż znalazła go nad jeziorem. Koło lasu. Kochała spędzać czas na świeżym powietrzu, włosy jej bladły, skóra jaśniała, oczy mieniły, a sama robiła się zdrowsza. Bladsza cera, która teraz odbiła się w jezioro.  Bałwanek którego znalazła po drugiej stronie, został tam najpewniej, choć nie wiedziała, że czai się koło niej, pokonuje najwyższą trasę. Myślała. Po kim po odziedziczyła brązowe oczy i blondwłosy. Cerę bez piegów, bez pieprzyków. Ładną i zgrabną figurę. Wzięła kamień, i rzuciła nim prosto w jezioro. Zaśmiała się, widząc, że kamień odbija się. Ale stracił już swą grawitację i wpadł.

Poczuła ciarki na plecach. Przeraźliwie się bała, iż słyszała odgłosy z tyłu. Z krzewów. Dotknęła swojego prawego uda, gdzie znajdował się bicz. Nie chciała używać magii. Nie chciała jej wykorzystywać z takiej głupoty.

Zaczęło się zbliżać, nie odwracała się. Z każdą chwilą, czuła przerażenie. Ciary które przeszły na jej twarz. Ból w gardle. Motyle w brzuchu.

I cyk!

Patyk się złamał. Musiała zachować zimną krew. Stworzonko już było przy jej plecach... Gdy nagle... Blondynka odwróciła się panicznie. A to, że była na skale, a i za nią, było głębokie jezioro. Stało się, machnęła się, w czasie upadku spróbowała się czegoś złapać. Udało się. I czego się złapała? Nóżki małego stworzonka. I...

Chlust.

***

Pamiętała to, za każdym razem, kiedy przypominała sobie, kiedy znalazła jej małego towarzysza. Jej serce ocieplało się natychmiast. Ale zostało jeszcze jedno.

Jak go nazwała?

Plue. Jej towarzysz dostał imię na ,,P" zaśmiała się, widząc jak jej piesek, fika na poręczy. Trzymała go, nie mogła puścić. Kochała go. Z całego serca! Szepnęła mu raz do uszka, że kocha go z całego serduszka!

Ale teraz, wracając do prawdziwej historii jej, i jej przyjaciół.
*II*

Po tym jak poznała Plue. Znaczy nadała mu imię. Rozpłakała się. Na myśl... Że ktoś ją może pokochać równie, jak ona niego. Idąc tak przez kraj Fiore. Minęły 2 miesiące. Przystanęli przy rzece. Kochała wodę. Po prostu, znalazła się w niej. I w niej przebywała. Rozebrała się do naga. I wskoczyła do niej. No cóż miała poradzić? Nie kapała się tydzień, iż chodzili smętnie po pustyni, a w ruchomych piaskach, raczej by się za dobrze nie wyszorowała. Rzeczka płynęła. A ona i jej partner, natknęli się na drzewo. Dąb, który przykrywał swym cieniem rzekę. Podpłynęła bliżej, przyciągając białe stworzenie. Ucieszona faktem, że cień był, a gorąco było. Spoglądając na drzewo. Odkryła coś niesamowitego. Okropną kreską, co scyzorykiem zostało wyryte, pisało "Lucy Heartfilia", spodobała jej się nazwa tej dziewczyny. Postanowiła jej używać. Gdyż nie miała nawet imienia! Nic nie pamiętała. I to było problemem. Pustka która przytłaczała jej głowę. Nic!

Nagle w wodzie, zobaczyła... Ciemną plamę. Dużą czarną plamę, która zaczęła się rozjaśniać z każdą chwilą. Po chwili, z "plamy" wyszło coś, a raczej ktoś! Niniejszym, nagi nastolatek, który miał z 19 lat góra. Czarne włosy, i czarne oczy, dwa kolczyki nad prawą brwią. Dziwaczny wyraz twarzy. Lucy, jak już tak się nazwała. Nie zawstydziła się ani trochę. Ten usiadł na drugim brzegu, na przeciwko niej, zasłaniając swe ciało wodą. Podał Heartfilii dłoń i przywitał się.

-Nazywam się Musica.-Odparł. Dłoń która była wystawiona w stronę blondynki, zaczęła drgać. Dziewczyna zauważywszy to. Chwyciła ją monotonnie. Nie odlepiając wzroku od jego twarzy. Na której nie było krzty rumieńca. Kobieta zaczęła rozmyślać, czy przedstawić się mu? Słowo ,,Tak" przezwyciężyło. Odpowiedziała równie monotonnie:

-Jestem Lucy Heartfilia. Co cię tu sprowadza?-Dodała pytanie, zanurzając się w wodzie. Mężczyzna się zawahał. Delikatnie zaczął przyglądać się jej twarzy. Delikatne rysy na twarzy. Blondwłosy, a także brązowe oczy. Jego wzrok, zjechał na dłoń, która była wystawiona. Na niej widniał jakiś niewyraźny tatuaż. Czarnowłosy, westchną ciężko, przymrużył oczy. I odpowiedział:

-Jestem tu razem z przyjaciółmi, mamy misję do spełnienia.-Rzekł odwracają wzrok. Nagie ciało kobiety, nie było dla niego czymś, czego już nie widział. Widywał kobiety już takie. Ale zawsze w łożu. Kiedy uwodzicielskimi słowami, mówił ,,Kocham cię" później to słowo przeradzało się w ,,Nie znam cię". Pamiętał ile kobiet przez niego płakało. Ile kobiet zemsty... Pragnęło.

-Przyjaciółmi? Ile ja za to bym dała...-Stwierdziła z lekkimi rumieńcami. Miała Plue, to prawda, ale chciała mieć przyjaciół, z którymi pogada, podzieli się tajemnicami... I takie tam. Ale nigdy to się nie zdarzyło. Może się zdarzyło, ale jej cholerna pamięć jest... Jak słoik, którego nie odkręcisz siłą. Mężczyzna zaśmiał się. Pomyślał, że dziewczyna jest samotną dziewicą, która uciekła z domu bogatego rodzica...

-Serio? Mogę uraczyć cię moimi.-Ne wiedział co go skusiło do wypowiedzenia tych słów. Nigdy nie był tak miły dla osoby nieznajomej. Może jej nagie ciało go skusiło? A może po prostu było mu... Smutno?
*III*

Stało się. Jej marzenie spełnione.

Zapoznana z jego przyjaciółmi, nie wiedziała, jak mu dziękować. Nawet Plue, który zaprzyjaźnił się z małym ,,kosmitą" o nazwie Gotfierd. Lucy poznała Haru i Elie.

Pokochała ich. I kiedy opowiedziała im o swojej i Plue misji... Chcieli jej pomóc!

I tak, ruszyli w swą podróż.

Haru, białowłosy o fioletowych oczach mężczyzna. Dzierżący Rave. Oraz  dąży do znalezienia pięć sztuk świętego kamienia Rave. Elie to też, na amnezję "chorująca" osoba. O brązowych włosach i brązowych także oczach. Rozpłakała się ze szczęścia. Myśląc, że podróż przyniesie jakieś dobre skutki. Tak naprawdę, myliła się. Najbliższej była z Musicą, którego poznała na początku, nie żywiła do niego wielkiej przyjaźni, lecz on, uważał ją, za kogoś więcej...

Minął rok... i sześć miesięcy.

Stało się tyle rzeczy..

Elie odzyskała wspomnienia, jej prawdziwe imię to Resha Valentine. Haru umarł, iż pokonał króla Lucia Raregroove. Hamrio (Prawdziwe imię Musicy) oraz Lucy, postanowili zostawić Elie samą, iż wyparła się. Jak chciała, tak i oni zniknęli. Ale był jeden problem. Lucy nadal nic nie pamiętała. I płakała z tego powodu. Mówiła Musicy, że nie musi już pomagać, bo pewnie ma lepsze zajęcia, ale ten... Sprzeciwił się.

***

Idąc tak przez nowe otoczenie. Przez nowe miasto... Nową przygodę, którą kontynuowali tylko oni. Miasto Magnolia. Tam mieli zamieszkać na jakiś czas. Szli dopiero przez las. Musieli jeszcze przejść góry. A łatwe to nie było. Lucy miała największe trudności... Bo jej buty zostają zniszczone. Kamienie wbijały się w jej blade stopy, które zaczęły przesiąkać szkarłatną krwią. Ale nie chciała męczyć chłopaka. Wiedziała, że ma słabą cierpliwość, przynajmniej tak mówiła jej Elie, choć nigdy nie ukazał Lucy tej strony. Zmęczona, popatrzała na Plue, który siedział na barkach Musicy. Ta patrzała na jego skórzana kurtkę, czyli plecy.. Nagle on się zatrzymał i odwrócił się do niej. Popatrzał na jej bladą twarz. Od razu do niej jak najszybciej podbiegł, patrząc na jej zamglone oczy.

-Lu...cy!? Dlaczego nie powiedziałaś?!

-Nie chciałam cię martwić!

-Martwić?! Toć się zawinęłaś, zawsze się o ciebie martwię głuptasie! Ale teraz! Na plecy!-Rozkazał.

-Słucham?

-Idiotka. Na moje plecy. Poniosę cię.-Powiedział cicho, ale zobaczył, że dziewczyna mdleje. Zaniepokojony złapał ją w ostatniej chwili. Posadził ją z trudnością na plecy. I szedł dalej. On...  Zakochał się w niej. W jej odwadze, wyglądzie... Charakterze. W wszystkim! Kochał kiedy wiatr muskał jej włosy, wyglądały niczym jedwab. Na jej brązowe oczęta, które naturalnie połyskiwały. Kochał ją całą! Lecz nie wiedział, i on nie wiedział, że ona czuje to samo... Lecz... Jej przyszłość. Była całkiem inna.

***

Przyjście gór, nie było łatwe. Blizny zostaną mu do końca życia. A zadrapania zniknął jak najpewniej po jego weselu. Ale zrobił to dla niej...

Kiedy, przechodził przez małą szczelinę, a mało co, nie otarł się o śmierć. Krople krwi poleciały w przepaść. I wtedy odkrył jasne światło. Koniec gór. A... Ruiny. Ruiny miasta Magnolii. Gdzie nie gdzie trupy mieszkających tu ludzi. Ziemia była pokryta szkarłatem. Szramy, blizny, itp... Były na ludziach. Czy była tu wojna?

Wręcz przeciwnie.

Rada, tak zwana. Zniszczyła miasto... Magia zakazana. Ale magowie właśnie, wyparły się. I tak właśnie rozpoczął się bunt.

Magowie, przegrali.

A gildia o nazwie Fairy Tail.

Została uwięziona w lochach.

Hamrio patrząc na to z obrzydzeniem. Myślał jak Rada może być okropna. Wiedział o niej, bo też mieszkał w Fiore. Przemierzając przez ruiny, natką się na wielkie zdjęcie z ramką, oczywiście całe w krwi, i szyba od zdjęcia, dmuchnął w zdjęcie, by kurz się oddalił. Na górze ramki, widniał tytuł "Fairy Tail" i pokazano młodą 3-generacją Fairy Tail. Młodzi ludzie. Gdzieś tak po 11-13 lat, jego wzrok natknął się na chłopca z różowymi włosami, który obejmował ramieniem dziewczynkę o blondwłosach i brązowych oczach o znajomej twarzy... Jego ciało zaczęło drgać. Wręcz się trząść.  A co jeśli, został tylko jeden krok, by odkryć jej tajemnice? Czyli wspomnienia!? Bał się, że ją straci. Lucy przypominała mu Melody, którą kiedyś kochał. Wręcz nie wiedział, co o tym myśleć. Puścił zdjęcie i nadepną na nie, tak, że powstało jeszcze większe pęknięcie. A po chwili... Poczuł ciężar na głowie, i widział już tylko ciemność.
*VI*


Leżał w brudnej, zakrwawionej oraz zapleśniałej celi. Kurze wirowały wokół jego nieprzytomnej twarzy. Pajęczyna przecierała się przez najmniejsze szparki więzienia. Okno które było zakneblowane, nie wydawało z siebie drobinki światła. Pleśń walała się po całym więzienie. Już nie wspomnąć o brudzie, który wydawał się zakrwawiony, i tak było. Kurz, pleśń, i brud, to wszystko zmieszane z krwią.

Musica budził się już. Okropny zapach, dusił jego od zewnątrz. Zbierało mu się na ruchy wymiotne. Ale powstrzymywał to. Rozejrzał się dookoła, nie zaznaczał ani ukochanej, ani Plue. Zaczął panikować. Wołać i krzyczeć. Do jego celi, podszedł jakiś strażnik i to nie zwykły, to był Biały Rycerz Arcadios. Czarnowłosy mag metalu, spojrzał na niego z obrzydzeniem. I zawołał.

-Gdzie jest Lucy i Plue!?-Zapytał z złością. Jeżeli coś by im się stało, nie wybaczyłby sobie. Obiecał Haru, przed jego śmiercią, że zaopiekuje się nimi. Nawet Elie, ale ta... Woli być sama. Arcadios jedynie prychnął. Ale odpowiedział.

-Ta dziewczyna i ten bałwan? Bałwan został zabity! A dziewczyna.... Ah, zostanie zgwałcona i zabita. A ciebie czeka egzekucja.-Zaśmiał się. Musica miał nerwy. Denerwował się. Choć myślał, że Biały Rycerz kłamie co do Plue. Ale bał się o ukochaną. O Lucy. Pod nieuwagą rycerza. Ścisnął spróchniałe kraty, i pędem zaczął je wyrywać. Rycerz zaczął przeszywać jego palce skrawkami miecza.  Może i sprawiało to ból czarnowłosemu. Ale robił co musiał i CIACH. Kraty upadły, a lewo żywy Hamrio, za resztą sił, zaczął biec, wiedział, że nie pokonałby Rycerza. Biegł ile sił w nogach. Po drodze natknął się na cele, w której była gildia... Fairy Tail. Cali brudni, głodni, poharatani. Musica usłyszał charakterystyczny głos Rycerza, chwycił klucze do celi gdzie byli członkowie Fairy Tail. Otworzył ją, i schował się. I to... Za Natsu Dragneel'em który miał ochotę krzyczeć "Coś tu za jeden!?" ale Musica zakrył mu usta. Zdezorientowany rycerz, przebiegł z koło celi. Nie zwracając na nich uwagi. I teraz, czas na pytania. Odezwał się różowowłosy.

-Ktoś ty!?

-Hamrio Musica. A co?

-Kim jesteś?!-Wydarł się Gajeel.

-Hamrio Musica, już mówiłem.

-Nie oto chodzi!-Powiedziała Levy.

-Jesteście uparci. Jestem Hamrio Musica, dawny członek drużyny Rave, przyjaciel Haru Glory, Elie Valentine, oraz Lucy Heartfilii. Magiem metalu.-Rzekł. I nagle wszyscy dostali zamglenia. Czego nie zrozumiał. McGarden zaczęła łkać wraz z Mirą, a Natsu nie wiedział co myśleć.

-Możesz powtórzyć ostatnie imię?-Zapytała pełna nadziei Erza Scarlet, która zaczęła płakać.

-Lucy Heartfilia.

-Nie....Niemożliwe!-
Powiedzieli płacząc. Musica dostał głupawki. Ale także, chciał stąd jak najszybciej wybiec.. By ją uratować.

-O co chodzi?-Zapytał znudzony. Ale martwił się. Z każdą chwilą, mogło być coraz gorzej...

-Lucy... Ona umarła... 4 lata temu... Czy ona...-Szepnęła Levy, która zaczęła łkać, na samą myśl, o śmierci przyjaciółki. Krew biła się z jej łzami...

-Posłuchajcie, Lucy, tą którą znam, jest blondynką o pięknym czekoladowych oczach. Cierpi na amnezję. A l e teraz muszę iść!-Powiedział wybiegając. Otworzył drzwiczki od celi i po prostu.... Wybiegł, zostawiając samych zrozpaczonych magów....

*V*
Czuł okropny chłód. Dążąc do samego końca dolnych schodów. Wiedział, że ona tam będzie. Takie było jego przeczucie. Kawałki zimnych jak lód kamyków, wbijały mu się w stopy, teraz czuł, jaki ból zastała Lucy rano, choć teraz, on stracił rachubę czasu. Idąc tak. Nareszcie się natknął na cele. W których boli najgorsi złoczyńcy. Nagle usłyszał przerażony krzyk. Zaczął biec. Potykając się o nie równe kafelki. Pomieszczenie w którym się znajdował. Było ciemne, tylko pochodnie rozświetlały ,,pokoik". Miał już tyle blizn, bolało go jak cholera, złapał się za wyrostek, nie przerywając biegu. Kolejny krzyk. Który był głośniejszy i wyraźniejszy. Nareszcie znalazł, miejsce pobytu ukochanej. Była w brudnej celi. Raniono ją nożami różnego typu. Np. Tasakiem. Nie mógł patrzeć na to okropne zdarzenie. Jak najszybciej używając magii. Wbił się do celi. Ochraniając Lucy przed kolejnym atakiem. Nóż wbił mu się w ramię. Usłyszał cichy jęk Lucy.

-M...usica...-Szepnęła a z jej ust poleciała stróżka krwi. Strażnicy którzy ją bili, zatrzymali się na chwilę. Co dziwne, wybiegli z...Celi. Zostawiając ich samych, może coś knują?

-Przepraszam... Musi..ca.!-Zaczęła płakać przytulona do niego. Bała się, ale także, wiedziała, że to jej wina, bo to przez nią jest ranny. Lecz on tak nie myślał...

-Lucy, musimy iść. I płacz już. Musimy uciekać!-Powiedział Musica, wstając. Ale Heartfilia się nawet nie ruszyła. Już chciał zapytać o co chodzi, ale wyprzedziła go.

-Ja.... Pamiętam.... Zostanę tu... Z nimi...-Szepnęła płacząc. Czarnowłosy nie mógł uwierzyć. Kochał ją, a ona chciała go zostawić. Chciał  jej to wybić z głowy, już zaczął do niej podchodzić. Gdy nagle do celi, wpakowali się strażnicy, z pistoletami, magia broni. Zaczęli strzelać. Hamrio przytulił Lucy, tak aby kulki od pistoletu jej nie zraniły. Przerażona Heartfilia, nie wiedziała co robić. Nie było już ratunku... Dla Musicy. Zaczął mdleć. A dziwnym trafem, straż ponownie wybiegła. Kulki które wbiły się w plecy czarnowłosego, stworzyły duże szramy, a krew pryskała jak z gejzeru. Odezwała się blondynka:

-Musica.. Proszę nie...-Szepnęła płacząc. Tak bardzo się bała go stracić. Nagle on, zaczął coś mówić.

-Lucy.-Szepnął i wtulił się w nią. Pod jej nie uwagą, zaczął stwarzać metalowy pierścionek. Kobieta zaczęła ponownie płakać. Po chwili, czarnooki pochylił się nad nią i...Pocałował ją. Zdziwiona nie wiedziała co robić, mimo to, odwzajemniła pocałunku. . On był kimś więcej niż przyjacielem. Kiedy skończył muskać jej wargi. Popatrzał na jej zakrwawione wargi. Teraz na czerwone oczy. Złapał ją za prawą dłoń, gdzie widniał znak gildii Fairy Tail. Wsunął jej pierścionek na palec i rzekł.

-Wyjdź za kogoś, kto będzie miał czarne oczy, jak ja...-Szepnął i opadł na jej uda. Umarł.

-Musica? Mu-mu-musica!! MUSICA!!!!!!!!-Wykrzyknęła płacząc. Wtuliła się w jego ciało. Płacząc. Nagle do pomieszczenia ponownie weszli strażnicy.... Już mieli ją zabić... Ale... Ogień. Lód. Miecze. Wiatr. Metal. Woda. Widziała tylko to.
*VI*

I minął miesiąc. Lucy Heartfilia, zapadła w śpiączkę. Członkowie Fairy Tail, nie mogli przestać płakać. Ale w końcu się uspokoili. Całe szczęście. Jeszcze jedna ważna i dziwna rzecz. Magia. Ona znów została przywrócona. Oto wytłumaczenie, dlaczego została zakazana... Księżniczka stała się psychopatką, i zabiła swojego ojca, czyli króla Fiore. Jak się później okazało...Król żył, tylko, że zamknięty wraz z Fairy Tail, w tej samej celi. Udało im się uciec. I tak księżniczka, dokonała własnej egzekucji. Odcinając sobie głowę.

Lucy się obudziła. Wszyscy znów płakali... Ale ona się nie odzywała. Nadal miała przed oczami zmarłego Musicę. Ale, co lepsze. Król gwiezdnych duchów, zwrócił życie Plue, zamykając go w kluczu. Dzięki temu, Heartfilia mogła znów być z swoim starym partnerem. Ale na Hamrio, nie było już ratunku. Zorganizowano bal. Dla tych, którzy pomogli znieważyć księżniczkę. Miał się odbyć za kilka dni.

A blondynka... Zaczęła odżywać. A co lepsze, dogadywać się z przyjaciółmi. Dowiedziała się, że rzekomo zmarła na misji z Natsu, Grayem, Erzą, Wendy, Happym i Carlą. Wpadając do morza.

Wcześniej należała do gildii Fairy Tail, od 7 dobrych lat. Wychowała z Natsu, Happy'ego. Itp. Wszystko było dobrze. I to się liczyło.
*VII*

Bal się już kończył. Lucy była odziana w piękną białą suknię, która połyskiwała niczym gwiazdy na niebie.

Uciekła z sali bankietowej. I skończyła na molo.

I tak, skończyła opowiadać swą historię...

Chciała cofnąć czas... Co prawda, nie kochała Musicy, ale zrobiłaby wszystko dla niego, przykładem jest to, że spełni wolę ,,przyjaciela'' i ożeni się za czarnookiego mężczyznę. Z jej zamyśleń, wyrwał ją znajomy głos. To był...

-Dlaczego jesteś tutaj sama?-Zapytał opiekuńczy głos Natsu Dragneel'a, jej przyjaciela z dzieciństwa. Żałowała, że tyle straciła, a co konkretnie? Kontakt. Miała z nim tak dobre relacje...

-Hah, dobre pytanie...-Zaśmiała się. Czarnooki podszedł do niej i ją przytulił. Przeszły ją ciarki. Już dawno nie czuła takiego ciepła...

-A jednak cię znalazłem...-Szepną jej do ucha. Oddalił się, i podał jej dłoń. Blondynka popatrzała na niego zdziwiona.

-Zatańczysz?-Zapytał. Bez skojarzeń, podeszła bliżej, chwyciła jego dłoń. Swe ręce umieściła na jego szyi. On na jej talii. I choć brakowało jej Musicy, nie mogła żyć przeszłością.

Przetańczyli razem, całą noc.



A Angela S stworzyła to:
"Przypadek? A może przeznaczenie?"
"Na pewno nie! A w życiu się na to nie zgodzę! Po moim trupie! Prędzej wskoczę pod pociąg albo powieszę się na sznurówkach niż się na to zgodzę!"
Takie myśli przewijały się przez głowę dziewczyny idącej pospiesznym krokiem, prawie biegiem, przez zatłoczoną ulicę Magnolii.
"Po jaką cholerę miałam się przeprowadzić do tej zapyziałej dziury!??!!  Żeby co!? Żeby ni z tego ni z owego oświadczono mi że wychodzę za mąż?!?!?! Chyba oni wszyscy mają coś nie tak pod kopułą!!!"
Szła nie zwracając nawet uwagi na ludzi przechodzących obok niej., mimo że sama zwracała na siebie sporo uwagi.
Ubrana była cała na czarno. Czarne, długie glany, Czarne obcisłe spodnie oraz czarna skórzana kurtka. Ciemny makijaż kontrastował z jasna karnacją i długimi blond włosami.  Duże oczy koloru czekolady zasłaniała przydługa grzywka, która podnosiła się i opadała przy szybkim chodzie.
"Po moim trupie wyjdę za faceta, którego nawet na oczy nie widziałam! Nie chce na razie wychodzić za mąż! Do cholery mam dopiero 20 lat!!!! Nie chcę zakładać teraz rodziny! Chcę podróżować do cholery! Zwiedzać świat a nie zmywać gary i prać skarpetki!!!"
Szybkim krokiem nie patrząc na nikogo weszła do najbliższego baru. Warknęła pod nosem na tłum ludzi znajdujących się w środku i usiadła przy ladzie.
-Czystą.-poinformowała barmana o swoim zamówieniu i odgarnęła grzywkę z oczu.
"Na trzeźwo nie dam rady."
Dostała swoje zamówienie. Chwyciła kieliszek i bez ceregieli przechyliła go i wypiła.  Lekko się skrzywiła czując ten nieznośny smak alkoholu za którym nigdy nie przepadała. Szczerze to dziewczyna była stanowczym przeciwnikiem alkoholu. Niestety była tak zdenerwowana i zagubiona że pierwsze o czym pomyślała gdy wybiegała z domu było "Jak nic się najebie".
-Jeszcze raz.-powiedziała do barmana wskazując na pusty kieliszek.
"Jak to się stało, że tak skończyłam? " zadała sobie pytanie i automatycznie na nie odpowiedziała znając odpowiedź już od dawien dawna.
"To wszystko przez to z jakiej rodziny jestem. Czy na serio dużo chcę? W końcu od zawsze robiłam to czego ode mnie oczekiwano. No dobra. Prawie zawsze. Ale dlaczego akurat muszą wpieprzać się w moje życie miłosne, które i tak i tak jest do dupy!?"
Kolejny kieliszek. Później kolejny i następny. 
"Walić ich wszystkich! Jeżeli myślą, że wyjdę za mąż to się grubo mylą!" 
Zapłaciła za swoje zamówienia i wyszła z baru. 
Szła powoli. W głowie jej szumiał już spożyty alkohol utrudniało to łapanie równowagi.  Z kieszeni kurtki wyjęła telefon i skrzywiła się widząc ilość nieodebranych połączeń. 47. Z czego większość była od ojca. Warknęła na cały otaczający ją świat i skręciła w uliczkę prowadzącą do parku. Gdy tylko się w nim znalazła od razu usiadła na murku od fontanny i bezmyślnie zaczęła patrzeć na kamienną rzeźbę przedstawiająca dwa łabędzie.
-Życie jest do chrzanu.-warknęła sama do siebie .
-Taaaa-usłyszała głos obok. 
Wystraszona odwróciła wzrok na "obcego". Przed nią stał wysoki, dobrze zbudowany chłopak i delikatnie uśmiechał się do niej.  Zdziwiona i speszona przyglądała mu się zza grzywki.  Zmierzyła go od góry do dołu i stwierdziła jedno. 
"Skubany przystojny jest."
-Co robisz tak późno sama i to w takim miejscu?-spytał siadając obok niej
-To raczej ja powinnam spytać.-warknęła na niego. 
"Owszem jest przystojny... ale nie będę mu się od razu spowiadać. Ja nawet typa nie znam."
Chłopak wcale nie zraził się ostrym tonem dziewczyny i najzwyczajniej na świecie się do niej uśmiechnął. Ona zaś poczuła że miękną jej nogi.
"Z pewnością jak bym stała to bym padła. Jezuuuu jaki cudny uśmiech!"
-No więc? Co tutaj robisz?-spytał jeszcze raz.
-Pogrążam się  w dennej egzystencji czy coś.-mruknęła.-A ty?
-Tak sobie spaceruje. Wiesz... niezbyt przyjemny dzień.-westchnął i przeczesał palcami prawej dłoni przydługie różowe włosy.
-Nie ty jeden miałeś dzień do dupy.-tym razem to ona westchnęła odgarniając grzywkę i pokazując duże czekoladowe oczy. 
-A co się stało?-spytał parząc na nią ciemnozielonymi oczyma. 
"Głupia! Nie mów nieznajomym o swoich problemach."
-Ojciec podjął bardzo ważną decyzję, która powinna należeć tylko do mnie.-powiedziała mimo że rozsądek mówił jej że obcym się nie ufa.
-Mój tak samo.-zaśmiał się różowowłosy
-Czasami zastanawiam się dlaczego nie mogę sama za siebie decydować, a życie układa mi ktoś inny.-powiedziała to co przyszło jej na myśl. Już nie przejmowała się że chłopak siedzący obok jest dla niej całkowicie obcy. Miała to gdzieś. W końcu i tak i tak się więcej nie spotkają, więc czemu nie miała by z kimś o tym porozmawiać.
-Czasami tak się zdarza. Najgorsze jest to gdy ktoś decyduje o tym z kim masz spędzić reszte życia.-westchnął chłopak a dziewczynę zatkało.
-Ojciec zmusza mnie do małżeństwa.-wypaliła i spotkała zdziwiony wzrok chłopaka.
-To ... tak jak... mnie.-mówił spokojnie przyglądając się jej czekoladowym oczom, które wpatrywały się w niego z ciekawością.
-To oboje mamy przewalone.-zaśmiała się i wstała.-Muszę już iść. Miło było cię poznać.-uśmiechnęła się. Odwróciła się od niego posyłając mu jeszcze jeden uśmiech i zaczęła iść we własnym kierunku.
-Czekaj! Jak masz na imię?!-zapytał gdy już była z dobre dziesięć metrów od niego.
-Lucy!-odkrzyknęła i zaśmiała się
-Miło było cie poznać Lucy! Jestem Natsu!-uśmiechnął się do dziewczyny i także ruszył w swoim kierunku.
_+_+_+_
-Lucy! Szykuj się! -krzyknął starszy blondwłosy mężczyzna czekając na córkę w wielkim salonie.
-Idę już!-odkrzyknęła dziewczyna.  I wyszła z pokoju. Ubrana była w długą sukienkę koloru niebieskiego ze sporym dekoltem odsłaniającym sporą część dość dużych piersi. Na nadgarstkach miała pełno czarnych i srebrnych bransoletek. Na ramiona zarzuciła czarny żakiecik, a mała torebkę koloru również czarnego przewiesiła przez ramię. Włosy spięła w koka pozwalając grzywce opadać na oczy, a niektórym kosmykom wystawać z koka. Oczywiście nie odpuściła ciemnego makijażu, a także na złość ojcu nie ubrała żadnych eleganckich butów. Wręcz przeciwnie. Ubrała takie buty, które w żadnym stopniu nie pasowały jej do sukienki. Czarne glany, które miała na sobie wczoraj.
Podeszła do ojca i uśmiechnęła się kpiąco. 
-Idziemy!-powiedział blondwłosy mężczyzna i wyszedł z domu wraz z córką. Wsiedli do białej limuzyny i odjechali.
_+_+_+_
Już od kilku minut czekali w salonie u jej przyszłego teścia.
"Durna sukienka."-pomyślała blondynka, czując jak materiał ogranicza jej swobodę ruchów.
Do wielkiego pokoju wszedł czerwonowłosy mężczyzna w czarnym garniturze. Lucy przyglądała mu się spod blond grzywki z zaciekawieniem. Czerwone włosy, ciemno zielone oczy i delikatnie opalona skóra.  Gdzieś widziała takie oczy ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie.
-Witam serdecznie!-mężczyzna uśmiechnął się do blondyna w brązowym garniaku i jego córki, a gdy zobaczył buty dziewczyny uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Ty pewnie jesteś Lucy.-podszedł do niej i uściskał, czym zdziwił dziewczynę.-Twój tata dużo o tobie opowiadał ale sam chciałem wypytać cię o kilka rzeczy.-usiadł na przeciwko niej.-Słyszałem że skończyłaś najlepsze liceum w stolicy z wyróżnieniem. 
-Owszem.-przytaknęła znudzona.
-Szkoda że mój syn aż tak dobrze się nie uczył.-westchnął mężczyzna.-Jesteś na drugim roku studiów prawda? Jaki kierunek?
-Turystyka. Dodatkowo studiuję  humanistykę.-odpowiedziała.
-Ciekawe.-wymamrotał pod nosem czerwonowłosy.
-Jaką muzykę lubisz dziecko?-spytał poważnie a dziewczyna myślała że zakrztusi się śliną.
"Okłamać go czy nie?"
-Rock i metal... szczególnie alternatywny.-powiedziała zgodnie z prawdą.
-Tak jak mój syn. Macie podobne gusta. On także studiuje turystykę. Chce zwiedzać świat. I także słucha tego samego gatunku muzycznego co ty. I wiedzę że tak jak on, ty również nie przepadasz za "eleganckimi rzeczami".-zaśmiał się robiąc cudzysłów i wskazując głową na czarne buty.
Dziewczyna delikatnie uśmiechnęła się.
-Owszem. Wolę się inaczej ubierać. Ale rozumie pan... wypadało przyjść w sukience.-uśmiechnęła się.
-Jesteś ciekawą osobą Lucy i cieszę się że ktoś taki zostanie moją synową.-powiedział a dziewczyna zmarkotniała.
"Cholera. Małżeństwo. Prawie zapomniałam."
-O mój syn wrócił.-powiedział mężczyzna gdy usłyszał jak drzwi wejściowe zamykają się z hukiem.
Do pomieszczenia wleciał rówowowłosy chłopak ubrany w czarne spodnie, czarną koszulkę i czarne glany. 
-Tato!!! Ile razy mówiłem że...-nie dokończył gdy zobaczył kto na niego się patrzy.
Dziewczyna odgarnęła pospiesznie grzywkę z oczu by móc przyjrzeć się chłopakowi, zaś on wpatrywał się oniemiały w blondynkę.
-To... ty!-wykrzyczeli oboje.
-Natsu... to Lucy. Twoja narzeczona i przyszła żona. -poinformował czerwonowłosy uśmiechając się do syna. 
"O matko! Cofam wszystko co kiedykolwiek o nim powiedziałam gdy nie wiedziałam że to on!"
-Hej.-uśmiechnęła się blondynka, a różowowłosy odwzajemnił gest.
-Chodź Jude! Wypijemy coś!-zaśmiał się czerwonowłosy mężczyzna i wraz z blondynem wyszli z pomieszczenia zostawiając parę samą. 
-To...-zaczęła blondynka ale chłopak jej przerwał
-Cieszę się że to ty.-powiedział co zdziwiło dziewczynę.-Bo widzisz ojciec opowiadał mi o mojej przyszłej żonie... z tego co słyszałem jesteś bardzo inteligentna. Dodatkowo jesteś bardzo ładna.-zarumienił się.
-Dziękuję.-powiedziała z różowymi policzkami.
-Chyba nie będę narzekał na przyszłość.-zaśmiał się.
-Ja też.-lekki uśmiech przyozdobił twarz dziewczyny.
-Szczerze to... praktycznie wcale się nie znamy... ale mimo to cieszę się że to ty. W końcu spodobałaś mi się już wcześniej.
Dziewczyna zaśmiała się.
-Spodobała ci się dziewczyna, która wczoraj zapiła w barze i rozmawiała z nieznajomym w środku nocy w parku? 
-Spodobała mi się dziewczyna, którą widziałem już kilka razy na uczelni, na  mieście, wczoraj w barze i wczoraj w parku. Miałem wcześniej zagadać ale sama wiesz... nieoficjalnie byłem zaręczony.-uśmeichnął się do nie.
-To dlaczego wczoraj do mnie podszedłeś?-spytała zaciekawiona.
-Sam nie wiem... byłem ciekawy.
-Czego?
-Ciebie.
"A to ciekawe... Przypadek? A może przeznaczenie?"
__________________________________________________________________________________
Pozdrawiam :*, proszę o napisanie mi na e-maila adresy waszych blogów, abym mogła trafić ^^.

Walentynki

Dzisiaj jest 14 lutego, czyli przez wszystkich znane walentynki ;3... z tej okazji wysyłam wielką walentynkę do moich czytelników, szczęścia i dużo miłości wam życzę ^^.
Tak, tak chcę udobruchać za ciągły brak nowego rozdziału ;(....

czwartek, 12 lutego 2015

"Dzień dobry, pani. "

Natsu x Lucy dla Tytania Scarlet

____________________________________________________

Młoda kobieta stała w pokoju o kremowych ścianach, przeglądając się w wielkim lustrze o srebrnej ramie. Miała na sobie długą suknie wieczorową w kolorze pięknych czerwonych róż. Jej długie blond włosy były lekko pokręcone i falami opadały na plecy kobiety, a delikatny makijaż dopełniał całe dzieło. Lucy Heartfilia bez dwóch zdań pasowała do tytułu ślicznej panienki. Zapięła jeszcze złotą bransoletkę na nadgarstku- jej jedyna pamiątka po zmarłej matce i pociągnęła różowym błyszczykiem po swoich ustach. Była gotowa. Ostrożnie zeszła na dół wielkiego domu i spokojnie czekała na dzwonek do drzwi. Minęło kilka minut i dostojny dźwięk rozniósł się po całej posiadłości. Lucy niemalże od razu doskoczyła do drzwi. Za nimi stał wysoki mężczyzna o ciemnych włosach, lekkim zaroście i świdrującym spojrzeniu złotych oczu. Taak, jej "książę" przybył. Kobieta uraczyła go wymuszonym uśmiechem, który opanowała do perfekcji. Przybysz jedynie skinął głową i podał ramię narzeczonej. Lucy została doprowadzona przez swojego towarzysza do luksusowego czarnego samochodu najdroższej marki na rynku. Po chwili James już pędził ciemnymi ulicami Magnolii. Lucy obserwowała migające światła latarni w wielkim skupieniu. Dojechali. Znaleźli się przed bardzo drogą restauracją, gdzie mieli zjeść wytrawną kolację. Weszli do środka i zajęli stolik w rogu sali. Podszedł do nich młody kelner niosąc kartę dań. Był to wysoki chłopak o pięknych ciemnych oczach i różowych włosach. Miał zniewalający uśmiech, który podarował gościom podając im menu. Przy okazji spojrzał w duże oczy blondynki nieco dłużej niż to było konieczne. Lucy uśmiechnęła się lekko. Kelner ukłonił się nisko i odszedł.
-Kogo oni tu zatrudniają.-mruknął James- Jakiś niedojda w różowych włoskach.
Natsu odwrócił lekko twarz i zmarszczył brwi. Już on urządzi tego gościa...
-Przestań no... Liczy się raczej wnętrze czyż nie?- skarciła go Lucy odprowadzając kelnera wzrokiem.
James prychnął coś pod nosem i skupił się na karcie. Blondynka uczyniła to samo. Po chwili zaczęli rozmawiać. Niby o niczym i o wszystkim. Heartfilia była naprawdę zaskoczona, że James potrafi tak rozmawiać. Nagle zabrzęczała jego komórka, a mężczyzna jakby nigdy nic, bez słowa przeprosin po prostu wstał i wyszedł na podwórko tłumacząc coś przez telefon. Lucy oparła się o krzesło i wymruczała wiązankę przekleństw.
-No no.. młodej damie nie wypada.- zaśmiał się kelner przynosząc szampana.
Blondynka podskoczyła na siedzeniu przestraszona.
-Uff, ależ mnie pan przestraszył.- jęknęła przykładając odruchowo dłoń do piersi.
-Dla takich pięknych pań jestem Natsu.- uśmiechnął się różowowłosy i pocałował dłoń kobiety.
-Lucy Heartfilia, miło mi cię poznać Natsu.
-Mi panienkę jeszcze bardziej.
Blondynka uśmiechnęła się oczarowana.
-Ale wiesz Natsu, my nie zamawialiśmy szampana...
-Wy nie, ale to na koszt firmy.- kelner puścił jej oczko.
-Ummm- skinęła głową. Czy ty dobrze się czujesz? Flirtujesz z kelnerem!- myślała kobieta.
-Widzę, że twój towarzysz pozostawił cię tu, moja pani...- zaczął nalewając szampana do wysokich kieliszków.
-Tak, ale nie przeszkadza mi to.- ucięła szybko Heartfilia- Wolę być bez niego.- dodała szeptem.
-Słaby coś z niego narzeczony...
-Jeszcze nie narzeczony- naprostowała Lucy.
-To na co on jeszcze czeka?- zaśmiał się kręcąc głową Natsu, odchodząc od stolika.
Chwilkę potem zjawił się James. Po prostu usiadł i kontynuował urwaną wcześniej myśl, jednakże blondynka w ogóle do nie słuchała, myślami błądziła gdzieś w okolicach różowych włosów Natsu...
Tymczasem owy osobnik wpadł do kuchni restauracji.
-Tato!- ryknął
-Czego się wydzierać gówniarzu!- odkrzyknął mu wysoki mężczyzna o długich różowych włosach. Natsu był jego idealną kopią. Staną naprzeciw swojego ojca. Jeden ubrany w czarny garnitur z kartą dań pod pachą i białym szaliku, a drugi w białym fartuchy z lizakiem w ustach.
-Kim jest ta dziewczyna i jej towarzysz? Ci z pod 7?
-MMMmmm...-chwile się zastanawiał- To córka adwokata Heartfilia i James Lirk, a co?
-Kto to ten James coś tam?
-Właściciel fabryki, który wyprodukował twoje motory baranie. A co?
-A jajco...- zarzucił sobie ręcznik na ramię- Misja poderwaniu mu Lucy zostaje rozpoczęta.
-Nastu.. Natsu!
Ale jego ukochany syn już wyszedł na sale, zmierzając do stolika numer 7.
-Czy mogę przyjąć już pańskie zamówienie?- zapytał będąc koło pary.
-No wreszcie! Ile można czekać?- warknął James.
-Tyle ile ta dama czekała na pana.- uśmiechnął się niewinnie Natsu.- Co pan zamawia?
James zgrzytną zębami, ale powiedział zamówienie swoje i Lucy. Kelner dolał szampana do kieliszków, przy okazji całkowicie "niechcący" oblał rękaw drogiej marynarki Jamesa. Mężczyzna zrobił awanturę, a Natsu mimo wielkich przeprosin nie czuł się ani trochę winny. Lucy zaśmiewała się z afery jaką wyrządzili jednak dla jej towarzysza nie było to ani trochę śmieszne. Warczał tylko wiązanki przekleństw pod adresem różowowłosego. Po chwili udał się do łazienki ,aby jakoś wytrzeć plamę na rękawie. Podczas jego nieobecności zjawił się Natsu z zamówieniami.
-Natsu nie powinieneś go tak denerwować.- szepnęła Lucy ocierając łzy śmiechu z kąta oka.
-Taa... A panienka dobrze się bawiła?- zapytał Dragneel.
-Wyśmienicie.- odparła uśmiechając się szeroko.
-A dobrze bawi się pani w towarzystwie tego kretyna?
-Lucy, nie pani... i ani trochę.- mruknęła upijając łyk szampana.
Kelner uśmiechnął się delikatnie i puścił oczko blondynce oddchodząc od stolika.
Po niespełna pół godzinie wrócił James. Zły i naburmuszony zjadł zimny posiłek.
-Lucy chcę cię o coś prosić.- powiedział bezbarwnie.
-Jasne, proś o co tylko chcesz...-odparła mu kobieta podobnym tonem.
Mężczyzna uklękną przed nią i wyciągnął czerwone pudełeczko z pierścionkiem.
-Wyjdziesz za mnie?
Wszyscy w sali zamilkli i wpatrywali się w parę, oczekując ujmującego "tak". Pannie Heartfilii serce stanęła w gardle, nie dlatego, że tak bardzo wzruszyła się tą chwilą. Musiała powiedzieć tak, bo to było jej narzucone z góry... Nie mogła odmówić, choć na prawdę chciała i to teraz, kiedy spotkała tego wspaniałego kelnera. Co z tego, że pracował jako kelner! Dużo...- pomyślała z goryczą- ojciec nigdy się na to nie zgodzi.... Ale tak bardzo chciała powiedzieć "nie", choć z raz postawić na swoim... Już miała wyciągać rękę w stronę Jamesa, gdy nagle rozległ się okrzyk i na głowie bruneta wylądowała całą góra makaronu w sosie. Po sali uniósł się okrzyk bulwersu. Oczywiście sprawcą był Natsu Dragneel. Stał niewzruszony, lekko się uśmiechając w stronę Heartfilii. Wybawił ją! James zerwał się wściekły z podłogi.
-Ty gnoju!-zaczął krzyczeć- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Złożę na ciebie skargę i wywalą cię na zbity pysk!- wrzeszczał trzymając Natsu za kołnierz białej koszuli.
-Obawiam się, że jedyną osobą, która opuścili ten lokal z obitą mordą, będzie pan.- mruknął Dragneel.
-Jak śmiesz?!
-Mam prawo wyrzucać z mojej restauracji kogo tylko zechcę!
Pięść różowowłosego znalazła się na nosie Jamesa. Brunet odszedł do tyłu parę kroków trzymając się za złamany nos, z którego obficie lała się krew.
-Ponadto jestem zainteresowany panną Heartfilią.- dodał Natsu poprawiając ubranie.- Ochrona, wyprowadzić tego gościa. Już mu się tu znudziło!
-Pożałujesz tego!- krzyczał wściekły James, którego jeszcze nikt tak nie potraktował. Po chwili był już na ulicy.
A Lucy siedziała oniemiała na krześle i wpatrywała się w swojego wybawcę. Kelner...a teraz właściciel. A więc to on jest potomkiem sławnego rodu Dragneel.
-Ej Lu, podobasz mi się, nawet bardzo.- powiedział radośnie Natsu, kucając przed krzesłem kobiety.
Ta tylko rzuciła mu się na szyje, z oczami pełnymi łez, łącząc ich usta w pocałunku. Jeszcze nigdy nie była aż tak szczęśliwa. Goście zaczęli bić brawo, a Igneel uśmiechnął się pod nosem widząc swojego syna obejmującego drobną blondynkę.
-Historia lubi się powtarzać co?- zaśmiał się, przyciągając do siebie piękną kobietę o ciemnych włosach i czekoladowych oczach.
-Pragnę ci przypomnieć drogi mężulku, że ty nie byłeś taki delikatny.
-Oj tammm Hana!- zaśmiał się Igneel wspominając jego pierwsze spotkanie z matką Natsu- Tamten gość naprawdę zasłużył na porządne mordobicie.
-Ech tak tak.- uśmiechnęła się promiennie Hana.- Na razie cieszmy się ich szczęściem.- szepnęła i wtuliła się w tors męża.
________________________________________________________________________________
I jest ;D Kolejny one-schot ^^, według prośby wykreowałam Natsu na delikatnego.. przynajmniej się starałam ;d, no ale ten urok osobisty to ma już w genach po Igneelu :D
Pozdrawiam ! :)       





poniedziałek, 9 lutego 2015

" *Że kim ty niby jesteś, że będziesz mi rozkazywać, co? -Twoim dowódcom, więc się lepiej zamknij, albo wylatujesz..."

 " *Że kim ty niby jesteś, że będziesz mi rozkazywać, co? -Twoim dowódcom, więc się lepiej zamknij, albo wylatujesz..."
Laxus x Naina


Wysoki, przystojny chłopak o blond włosach i przedziwnej bliźnie na oku zmierzał w kierunku drzwi swojego przełożonego. Mógł liczyć na mocne słowa ochrzanu, ponieważ dziadek pana Dreyar'a dzisiejszego ranka wprost kipiał we złości... do tego jeszcze donos na zachowania Laxusa na ostatniej misji i siwy staruszek przypominał wulkan tryskający lawą. Blondyn jednak nie za bardzo przejmował się zachowaniem swojego dziadka. Powoli szedł wyprostowany w stronę gabinetu "szefa szefów". Po drodze minął sekretarkę Lucy, do której oczywiście nie omieszkał się puścić oczka. Zetknął się również z Erzą Scarlet, ale tej damy wolał nie drażnić.... To nie to, że on, wielki pan Laxus boi się tej rudowłosej wiedźmy, ale po prostu wolał nie wchodzić w drogę dla "Czerwonego Tornada", tym bardziej, że ostatnio kobieta słabo dogadywała się ze swoim partnerem. Tak więc młody Dreyar wolał dożyć emerytury w spokoju. A na ten spokój jak na razie się nie zanosiło...
Blondyn walnął w drzwi gabinetu i wszedł, nie czekając na "proszę". Usiadł w czarnych fotelu przed dużym drewnianym biurkiem dziadka i czekał na długie pouczenie. Te jednak nie nastąpiło. Makarov Dreyar w milczeniu zapalił cygaro i dopiero po dobrych paru minutach zaczął mówić:
-Laxus, nie skomentuję twojego samolubnego zachowania z ostatniej misji..
-No dziadku! To nie ja powinienem dostawać pouczenia i nagany, tylko ta banda kretynów! Ja po prostu muszę coś robić!-wciął się w wypowiedź staruszka blondyn.
-Laxus! Baranie! Robienie czegoś to nie wpadanie samemu do tajnego magazynu terrorystów!- rozwrzeszczał się Makarov- Tego ci nie podaruję! Jak zwykle nie pomyślałeś o konsekwencjach! Dosyć tego... Zawieszam cię! O teraz będziesz szkolić nowych rekrutów!
-Że co proszę!?- oniemiały Laxus aż wstał z siedzenia. Spodziewał się jakiejś długiej nagany czy rozmowy, ale coś takiego? Zawsze wszystkie jego wybryki były tuszowane, a teraz? Ma wyjechać gdzieś do Magnolii, do jakiejś śmierdzącej dziury i szkolić rekrutów... Niedoczekanie!
-To co słyszałeś... Albo wylatujesz!
Blondyn ze złości zacisnął pięści. Wyszedł trzaskając drzwiami. Był wściekły na wszystko w około. W takim stanie mógł dorównywać Erzie, gdy ktoś zabierze jej ciasto truskawkowe. Dobra-pomyślał- Chcą mnie na nauczyciela? To będą mieć!-krzyczał w myślach- Wyszkolę im taki odział, że przyszłe pokolenia będą go podziwiać...
***
Stery, ledwo toczący się pociąg właśnie dojechał na równie wiekową stację kolejową w Magnolii. Laxus zawsze zastanawiał się czemu ich ośrodek szkoleniowy jest umieszczony akurat tu. Teraz gdy się tu znalazł sam odpowiedział sobie na to pytanie... W około nie było niczego poza tonami piasku i gór oraz lasu. Wprost idealne otoczenie do ćwiczeń. Wziął swoją torbę i szybkim krokiem ruszył w stronę miasteczka.
***
-To pan jest tym nowym...?-zapytał jakiś okularnik siedzący w niby recepcji ośrodka.
-Taaa.. Jakiś problem?-warknął blondyn nieprzyjaźnie.
-Nie! Żaden...-umilkł cicho.
Laxus szybko przeszedł do sali obok. Była to ogromna sala treningowa. W oknach były kraty, wszędzie rozstawione były materace i worki. Dreyar zaklną cicho i ruszył w stronę wysokiego mężczyzny, który prawdopodobnie był tu szefem. Po drodze dokładnie przyjrzał się trenującym. Jego przyszłość nie zapowiadała się zbyt kolorowo...
-Laxus Dreyar. Nowy nauczyciel.-przedstawił blondyna facet. Odział składający się z parunastu chłopaków i dwóch dziewczyn patrzył na świeżego "profesora", ale nikt nie zechciał się odezwać.
-Dobra...-powiedział Laxus wyciągając papierosa i rozkoszując się dymem- Ruszyć dupska i do roboty.
-Przecież ciągle coś robimy.- odkrzyknęła mu dziewczyna. Nawet ładna- pomyślał Dreyar, patrząc na średniego wzrostu szatynkę o mocno zielonych oczach.
-Jak na was patrzę, to wydaje mi się, że mało tu robicie...-dziewczyna umilkła nie spodziewając się  takiej odpowiedzi.- Dla jasności to ja tu jestem szefem i jak coś ci się ptaszyno nie podoba to droga wolna.- dodał stając niebezpiecznie blisko kobiety. Uśmiechnął się chamsko i dmuchnął na nią dymem. Ta tylko lekko się skrzywiła i zadarła głowę do góry. Młody Dreyar uniósł brew z powątpiewaniem i krzyknął: Cały odział dwadzieścia okrążeń dookoła sali! I to migem!
Wszyscy ruszyli całkiem szybkim tempem.
-Co wy tu robicie?- zapytał mężczyzny, który go przedstawił- Bo chyba nie trenujecie. Poza tym ta banda żałosnych idiotów nie jest wyszkolonym odziałem antyterrorystycznym.
Nie czekając na odpowiedź Laxus odszedł. Tego dnia dał swojego oddziałowi porządny wycisk. Następnego dnia zresztą również... tak samo jak przez najbliższy miesiąc.
***
-Jesteście beznadziejni- mruknął blondyn widząc jak  Naina radzi sobie z bronią. Wyciągnął  kolejnego papierosa z końcówki już trzeciej paczki  spalonej tego dnia. Został wrobiony... i to bardzo! Ale się zemści.
-Taki pan wielki mądry to sam pokaż jak to się robi!- wrzasnęła wściekła kobieta. Wszyscy zamilkli czekając na codzienną kłótnię, po której zielonooka dostanie dwa razy więcej ćwiczeń i okrążeń.
-Nie wkurwiaj mnie lepiej kobieto i weź się do roboty!
-Staramy się cały czas! A tu przyjeżdża jakiś wielkie pan i przez miesiąc ciśnie nas jakby nie wiem co! Do tego na okrągło mnie krytykujesz.- krzyczała wściekle Naina wymachując rękami.
-Bo jesteś do bani!- ryknął Laxus tuż przy twarzy i patrzył jak twarz kobiety przyjmuje czerwoną barwę.- To nie jest robota dla ciebie mała.- mruknął cicho.
-Ty...
-Ja...
-Cham i prostak..- syczała kobieta.
-Dwadzieścia pięć okrążeń do tego sto pompek i dwa razy więcej brzuszków.- szepnął Laxus rozbawiony napadem furii Nainy.
Może ta robota jednak wcale nie jest taka zła...- myślał blondyn płacząc ze śmiechu gdy Naina robiła osiemdziesiątą pompkę.
Pod koniec dnia był po prostu padnięty. Wiercił się na łóżku, ale mimo to nie potrafił zasnąć. Wkurzony wstał i wyszedł na balkon. Oddychanie świeżym powietrzem to dobry pomysł. Chwilę tak stał, ubrany tyko w spodnie i buty, gdy usłyszał ciche łkanie dochodzące z dachu. Uderzył się otwartą dłonią w twarz i jęknął w duchu: Tylko tyle brakowało, żebym jeszcze omamy słuchowe miał. Jednak po chwili odgłos się powtórzył. Nie zastanawiając się długo wdrapał się na dach i ten widok go zdziwił. Na dachówkach siedziała Naina! Miała długie kręcone włosy... No ten, Laxus oczywiście tego nie zauważył (>.<)... Ale musiał przyznać, że ta nowa rekrutka była ładna, a nawet bardzo ładna.
-Czego ryczysz?- zapytał prosto z mostu.
-A czego ty chcesz?- warknęła Naina wycierając policzki.
-Niczego...- mruknął blondyn przysiadając się do niej.- Ciężko?
-Co cię to obchodzi?- zdziwiła się.
-Ja też przez to przechodziłem, tyle, że moim trenerem był ojciec.
-To chyba masz lepiej...-szepnęła- zawsze lepiej niż mieć obcego chamskiego faceta.
-Dzięki.- mruknął.- Jak chcesz to mogę pomóc ci w walce.
(O.o) Aż sam nie wierzył w swoje słowa... skąd u niego tyle dobroci?!
-Ty? Ciekawe jak...
-Mogę cię trenować.
-No skoro nalegasz.- Naina uśmiechnęła się lekko. Jeszcze tej samej nocy blondyn pokazał jej podstawowe chwyty. Następnej nocy wciąż wałkowali ten sam temat i tak aż do skutku. Potem Dreyar pokazywał jej nowe rzeczy. I tak przez cały rok. Bardzo się do siebie zbliżyli.
***
-Ustawić się w szereg bando debili!- ryknął zadowolony Laxus. Cały odział bez ociągania staną w równym rzędzie.- Mam wspaniałą wiadomość!
-Dostaniemy wreszcie lepsze żarcie?- krzyknął ktośz tyłu.
-Ja chcę kurczaka!
-A ja bym zjadł sushi!
-Milczeć zarazy!- wrzasnął blondyn- Kretyni! Mamy misje!
Odział w pierwszej chwili stał lekko nie rozumiejąc, a potem cała sala ryknęła radością. Wreszcie będą mogli pokazać na co ich stać!
***
Misja przebiegła całkiem dobrze. Wywołali tylko pożar... trochę wielki pożar, ale to szczegół. Laxus opuścił pomieszczenie kaszląc. Wzrokiem szukał swoich ludzi. Dobra...są... chwilka. A gdzie Naina?! Dreyar przeklną i wrócił do budynku.
-Naina!!
Cisza.
-Nainaaaa!- krzyczał zanosząc się kaszlem.-Gdzie ty jesteś...
Znalazł ją. Była w ostatnim pomieszczeniu. Leżała na podłodze. Była przytomna.. jesczez.
-Laxus..-jęknęła- Kocham cię wiesz...-kobieta zaniosła się kaszlem, nie mogąc wstać. Laxus zresztą też był unieruchomiony, bolała go klatka piersiowa. Już się nie uratują... 
-Wiem wiem Naina.. Musimy teraz stąd wyjść... Ale ja ciebie też kocham.
Pocałował ją namiętnie w usta. Właśnie w tym momencie konstrukcja budynku runęła. Nie mieli żadnych szans, jednak umarli w miłości...
_________________________________________________________________________________
Da dammm!! :D
Jest! Laxus x Naina dla  Rhan Boleyn
PS. Przepraszam za błędy!    
         
 

niedziela, 8 lutego 2015

Konkurs

Konkurs? Tiaaaa

A więc moi mili... blog trochę długo stoi nieruszany, aż pokrył się kurzem... no to organizuję konkursik ;3.... Polegać on będzie na napisaniu one-shota o wybranym paringu z FT. Opowiadanko nie musi być długie, ale ma zawierać happy end ^^, żadnych źle kończących się historii... :).
No i nagroda! Nagrodą będzie opublikowanie one-schota na moim blogu (oczywiście z podpisem kto go wykonał xd), oraz napisanie przeze mnie one-schota na zamówienie zwycięzcy. Ponadto zobowiązuje się odwiedzić blogi wszystkich uczestników oraz skomentować każdy rozdzialik zwycięzcy :). Zapraszam ! A no i jeszcze na prace czekam do soboty 14 lutego (ach te walenie tynków..) do godziny 19! Słać na e-mail: juvialocker123@gmail.com
Pozdrawiam! 
PS. Zgłaszać się proszę w komentarzach :)