FairyTail

FairyTail

środa, 4 marca 2015

"Dentysta- nie taki sadysta?"

JellalxErza


Dwie przyjaciółki siedziały w przytulnej kawiarni i plotkowały o zdarzeniach z minionego tygodnia, a w szczególności o zaręczynach Lucy. Blondynka martwiła się całym przyjęciem, zastanawiając się czy jej przyszły mąż nie wpadnie na jakieś głupie pomysły, które są całkiem normalne w jego narwanej naturze. Erza w skupieniu wysłuchiwała żaleń towarzyszki.
-Lucy nie martw się, wszystko będzie dobrze. Powiedz Natsu, żeby nic głupiego nie zrobił.- powiedziała spokojnie biorąc do ust kawałek pysznego ciasta truskawkowego. Nagle przeszedł ją dreszcz bólu. A było to cierpienie wprost nie do zniesienia. Miało początek w dolnej części żuchwy szkarłatnowłosej i promieniowało po całej szyi, aż do ramienia.
-  Erza ? Co tobie? Cała zrobiłaś się blada...-zaczęła Lucy, patrząc na przyjaciółkę.- Coś się stało? Boli cię coś?
-Yhym.- jęknęła Erza łapiąc się za obolały policzek.
-Och ząb?
Scarlet kiwnęła twierdząco głową.
-A tak się bałam.- odetchnęła blondynka, odruchowo przykładając zaciśniętą dłoń do serca- Znam świetnego dentystę. Byłam u niego kilka razy. - powiedziała grzebiąc w torebce. W końcu znalazła wizytówkę gabinetu stomatologicznego. Erza zbladła jeszcze bardziej.- To jedna z najlepszych klinik w Magnolii. Dentystą jest przyjaciel mojego ojca. Jest doświadczonym stomatologiem.
-No co ty Lucy.- zaśmiała się lekceważąco Scarlet, dzielnie wytrzymując ból.- To nic. Już mi przeszło.
-Ech Erza...- westchnęła blondynka- Boli cię już od tygodnia. Lepiej idź wcześniej.
-Ale muszę pomóc ci w przygotowaniach!
-Właśnie, a więc idź teraz, a nie za kolejny tydzień.- obruszyła się przyszła pani Dragnell.
-No, ale... Ja nie znoszę dentysty!- jęknęła Scarlet
-Erzuś to naprawdę doskonały lekarz!
- Definitywnie nie.- powiedziała twardo szkarłatnowłosa. Ugryzła kolejny kawałek ciasta, ale ból uzębienia nie pozwolił jej cieszyć się słodkim smakiem deseru.- Dobra pójdę.- powiedziała zrezygnowana.
Lucy uśmiechnęła się do niej czule. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciółka panicznie boi się gabinetu stomatologicznego, ale przecież musiała tam iść. Podała wizytówkę Scarlet. Kobieta wyjęła telefon i wystukała na klawiaturze numer telefonu do przychodni i nacisnęła zieloną słuchawkę. Nie musiała długo czekać. Po drugiej stronie rozbrzmiał miły i serdeczny kobiecy głos.
-Przychodnia stomatologiczna "Ząbek" w czym mogę pomóc?
-Chciałabym umówić wizytę...-zaczęła Scarlet
-Oczywiście!- zawołała entuzjastycznie kobieta- Akurat mam wolny termin. Może być jutro o godzinie 10 ?
-Tak, tak. Dziękuję.
-Proszę bardzo. Zapraszamy. Do zobaczenia.
-Do widzenia.
I recepcjonistka rozłączyła się.
Przyjaciółki siedziały w kawiarni jeszcze parę minut, po czym pożegnały się i każda poszła w  swoją stronę. Erza postanowiła pospacerować jeszcze po parku, aby zapomnieć o nieznośnym kłuciu w zębie. Lucy za to pognała do domu, chcąc czym prędzej sprawdzić czy Natsu nic nie zrobił z ich małym gniazdku. Gdy wpadła do mieszkania z ulgą stwierdziła, że wszystko jest na swoim miejscu. Czym prędzej wyjęła swoją komórkę i zaczęła szukać numeru, którego bardzo potrzebowała. Pod literką "J" ukrywała się kombinacja cyfr tak potrzebnych Lucy. Blondynka wcisnęła zieloną słuchawkę i czekała. Po chwili połączenie zostało odebrane.
-Słucham?
-Cześć Juvia, tu Lucy.
-Hejka Lucy! Co u ciebie słychać?
-Natsu mi się oświadczył!- zapiszczała blondynka radośnie
-Och! To cudownie! Kiedy ślub? Masz już suknie? Musi być piękna!- nakręcała się młodsza z Fernandesów.
-Juvia stop! Nie mam jeszcze nic. Teraz musisz mi pomóc.....
-Do kogo dzwonisz?- zapytał Natsu tuż nad uchem Lucy. Blondynka podskoczyła i pisnęła. O mało co nie dostała zawału.
-Natsu wypad!!!- wrzasnęła niczym potwór.
-Ej no Lucy, pytam tylko.- naburmuszył się różowowłosy i dumnie uniósł głowę opuszczając pokój.
-Juvia...
-Czyżby małżeńska kłótnia?- zapiszczała Juvia.
-Nie no co ty.... Ale mam plan jak stworzyć kolejne małżeństwo.
-Żartujesz sobie ? Niby kto?
-A twój przystojny braciszek...
-Hahahahha... Lucy błagam cię... On bawi się dziewczynami, to nie kandydat na męża! Szybciej na kochanka.
-Nie przesadzaj. Ja już wszystko świetnie przemyślałam. Wpadnij do mnie dzisiaj. Wszystko ci opowiem.
-Ok ok. Nie nakręcaj się tak. Będę u ciebie za godzinkę.
-Dobrze, będę czekać. Pa.
-Papa.
Lucu władowała telefon do torby i uśmiechnęła się promiennie.
-Mam rozumieć, że już przed ślubem mnie zdradzasz?- zapytał obrażony Natsu.
-Natsu bałwanie wcale cię nie zdradzam!
-Nie? A co robisz?
-Załatwiam dla Erzy kandydata na chłopaka, a może nawet na męża.
-Lucy poważna jesteś?- zapytał z czułością Natsu dotykając czoła narzeczonej, starając się zbadać, czy oby nie ma wielkiej gorączki, bo wydawało mu się, że majaczy.
-Natsu!
-Hmm.... Jeszcze rozpoznaje osoby, ale..
-Idioto nie zwariowałam!
-Ależ tak kochanie, zwariowałaś. Chcesz szukać dla Erzy męża!- wrzasną- Za to powinni wsadzać do psychiatryka!
-Ech Natsu. Mam doskonały plan!
-Aha, wyjdzie z tego dupa goła.
-Grrrrr....-wkurzyła się Lucy. Jak on mógł w nią tak nie wierzyć, no? Wiedziała wprawdzie, że to misja samobójcza i jak Erza się dowie to ją zabije, no ale jej narzeczony mógłby choć trochę ją wspierać.
-O i wyglądasz zupełnie jak Erza, gdy jakiś chłopak poprosi ją o numer.
-Milcz zarazo!
-Jasne blondi.- pokazał jej język, co kompletnie ją zamurowało.
-Bałwan.- skwitowała go Lucy i poszła do kuchni robić obiad. Natsu śmiejąc się udał się za nią. Chwilkę po zjedzeniu posiłku różowowłosy oznajmił przyszłej żonie, że wybiera się do klubu z kumplem. Nim Lucy w ogóle zdążyła zareagować już go nie było. Wściekła pozmywała naczynia. W ten rozległ się dźwięk dzwonka. Blondynka otworzyła. Na wycieraczce stała jej przyjaciółka z dzieciństwa- Juvia Fernandes.
-Witka Lucy!- rzuciła się na szyję kobiecie.
-Wreszcie jesteś.- powiedziała uśmiechając się przyszła pani Dragnell.
-Wybacz. Praca.- wytłumaczyła ze skruchą Juvia.
-Tak tak. Od kiedy Gray Fullbuster to twoja praca?- zaśmiała się Lucy.
-Ech. Już nie jesteśmy razem.
-Co? Ale jak to? Tak słodko ze sobą wyglądaliście.
-Pfff. To skończony dupek. Za dużo się kłóciliśmy. I jeszcze miał pretensję o Gajeela. Frajer.
-O Gajeela? Przecież was nic nie łączy!
-Faceci to osły im niczego nie przetłumaczysz. Tym bardziej, że Gajeel powiedział mi w sekrecie, że podoba mu się jakaś wystrzałowa laska z biblioteki.
-Hmmmm... Z biblioteki?
-No. Następny świr.
-Czekaj! Moja przyjaciółka jest bibliotekarką i ostatnio zaczęła się spotykać z jakimś metalowcem.
-O! Jaki ten świat mały. No ale słuchaj poznałam nowego faceta. Lyon Vastia. Nie jest jakieś wielkie ciacho, ale nie jest najgorszy. Romantyk. Przynosi mi codziennie kwiaty i od razu zapamiętał jakie uwielbiam, a Gray to za nic by sobie nie przypomniał.- powiedziała Juvia siadając na kanapie i zakładając nogę na nogę.
-Cóż... Gray to przyjaciel Natsu. Często go widzę. Chyba źle zniósł to, że się rozstaliście.
-I bardzo mu tak dobrze.
-Taaa, a ty jak to zniosłaś?
-Pff. A za czym mam tęsknić, co? Bary to co drugi facet ma.- wkurzyła się Juvia.
-Ahaaammm.- powiedziała w ogóle nieprzekonana Lucy. Wiedziała, że niebieskowłosa naprawdę pokochała Graya.- Chcesz może coś do picia?
-Taaa. Najlepiej coś procentowego, żeby nie myśleć o tym oczach...-jęknęła Fernandes chowając twarz w wielkiej czerwonej poduszce.
Po paru minutach Lucy wróciła z butelką wieloprocentowego trunku i nalała im sporą część do szklanek.
-No to przyszła panno Dragnell toast za facetów!- krzyknęła Juvia.
Lucy uśmiechnęła się i upiła spory łyk. Ciecz paliła jej gardło i dawała dziwne ciepło, które rozchodziło się po całym ciele.
-A więc mam idealny plan zeswatania naszych dwóch niedostępnych gołąbków.- zaczęła Lucy
-Hmmmmmm...  Erza to ślicznotka, a takie Jellal lubi, tyle, że nasza kochana przyjaciółka ma cięty język...
-O wszystkim pomyślałam!- zawołała tryumfalnie blondyna. Juvia marudziła coś nalewając sobie trunku.- Nawet nie wiesz jak Erza drży na samą myśl o dentyście!
-I co z tego?
-No z tego tępoto, że będzie siedzieć jak mysz pod miotłą, a Jellal będzie bajerować ile wlezie. Jeszcze ja pogadam jej jak to super mieć chłopaka i w ogóle, to Erza skusi się na urok naszego małego niebieskowłosego przystojniaka.
-Taa... A jeśli mój niedorozwinięty braciszek złamie jej serce? Wiesz przecież jaki on jest. W tym miesiącu miał 10 dziewczyn.
-No tak, ale tu właśnie zaczyna się nasza rola. Ty będziesz sławić Erzę przy Jellalu a ja chłopaka przy Scarlet. Co ty na to?
-Taaa.... Ryzykowne. Jak się nie uda, to będę mieć wyrzuty sumienia, a jak się wyda, to Erza nas zabije.
-Jest ryzyko jest zabawa!
-No w sumie...
Po paru godzinach obie dziewczyny były kompletnie pijane.  Właśnie śmiały się z czegoś histerycznie, gdy do domu wrócił Natsu wraz ze swoim kumplem Grayem. Lucy rzuciła się narzeczonemu na szyję, choć ten nie był zadowolony z takiego przywitania.
-Gray stary zaraz przyjdę, ogarnę tylko ją.- powiedział wkurzony, przerzucił sobie blondynkę przez ramię i poszedł położyć ją spać. W tym czasie Fullbuster i Juvia zostali sami w salonie. Chłopak usiadł na kanapie naprzeciwko niej. Nie odezwała się słowem, męczyła ją tylko czkawka. Gray westchnął.
-Długo się nie będziesz do mnie odzywać?- zapytał spokojnie.
-Przez resztę życia.- ucięła.
-Juvia no... daj mi szansę, proszę cię..
-Chyba żartujesz!
-Juvia, błagam cię..- powiedział stając, ale dostał kapciem, rzuconym przez Juvię. Cofnął się zdziwiony siłą rzutu.- Co tobie?!
-Nie zbliżaj się!-warknęła wściekła.- Nie będę marnować życia na takiego bałwana!
Urażona wstała z miękkiego siedzenia, zarzuciła włosy na plecy i nieco niezgrabnie pozbierała swoje rzeczy. Wyszła trzaskając drzwiami, zostawiając osłupianego mężczyznę w salonie.
-Ech ale się upiły...- Natsu wrócił do pokoju, jednak prawie został staranowany przez wściekłego przyjaciela. Gray wyszedł trzaskając z jeszcze większą siłą.
-No tak popieprzeńcy! Drzwi mi rozwalcie idioci!- rozwrzeszczał się Dragnell, zgasił światło i wrócił do sypialni, gdzie upita Lucy słodko drzemała. Natsu wróżył im mocnego kaca....
W tym samym czasie Juvia pędziła ciemnymi ulicami. Nerwowo oglądała się za siebie. Nie lubiła opuszczać mieszkania gdy jest tak ponuro. Nagle zauważyła, że ktoś za nią biegnie. Zamrugała i przyśpieszyła kroku. Prawie biegła. Skręciła z jakąś uliczkę, potem jeszcze jedną. Nieważne, że sama się zgubiła, grunt, że istniała szansa, że zgubiła tego kogoś.  Zauważyła, że za nią nie ma już nikogo.  Zwolniła, aby uspokoić przyśpieszony oddech. Gdy silna dłoń złapała za jej ramię i odwróciła, kobieta mało nie dostała zawału. Serce ścisnęło jej się i przemieściło aż do gardła. Z ust dobył się cichy pisk, który natychmiast został przerwany. Czyjeś ciepłe i miękkie wargi spoczyły na buziaku Juvii. Fernandes doskonale znała smak tych ust.
-Gray...
-Kocham cię, błagam daj mi szansę.
Niebieskowłosa nie czekając długo wtuliła się w ukochanego mrucząc krótkie "tak"
*****************************************
-Jellal!- wrzeszczała jak opętana młodsza siostra poszukiwanego osobnika, biegając po dużym domu- Gdzieżeś polazł?!
-Czego się drzesz?- warknął starszy z Fernandesów.- Szajbusko, ja wiem, że to wspaniale, że wróciłaś do Fullbastera, ale to nie powód żeby drżeć ryja przed 8 rano!
-Ty mendo! Nie chodzi o Graya!
-Nie? A więc droga siostro, o co?- zapytał Jellal oparty o framugę drzwi ładnej i przestronnej kuchni. Po chwili przeciągle ziewną.
-Do roboty won.
-He? Ja? Nie, dzisiaj ojciec ma..- mruknął niebieskowłosy przystojniak drapiąc się po głowię.
-Nie marudź i się ubieraj!- panikowała panna Fernandes podając bratu biała koszulę, którą akurat wyprasowała.- Już, już Jellal!- z flustracją patrzyła na godzinę. Erza ma umówioną wizytę na 8:30...
-Bracie współpracuj!
-Dobra, czemu mnie wysyłasz do przychodni?- zapytał twardo stając przy stole.
-No bo ojciec prosił cię, żebyś mu pomógł.- uśmiechnęła się niewinnie Juvia.- Patrz zrobiłam ci nawet śniadanko.- dodała podając mu smacznie wyglądające kanapki.
Mężczyzna ciężko westchnął i zapiał trzy guzki koszuli.
-Dobra dobra, spadam już, tylko za bardzo nie szalej z Grayem, chcę poznać dom jak wrócę- zaśmiał się wychodząc. Kątem oka widział jak twarz jego młodszej siostry nabiera buraczanego odcienia. Zamknął drzwi i wsiadł do czarnego samochodu. Lubił szybkie sportowe cacuszka i mógł sobie na nie pozwolić. Zanim odpalił silnik wyciągnął telefon i wystukał krótką wiadomość zaadresowaną do "wróg" :
"Gdzie jesteś śmieciu?"
Poczekał minutkę na odpowiedź:
"A gdzie mam być debilu?! Jasne, że w robocie. I nie pisz tak do mnie..."
"Dopóki masz zamiar biegać wokół mojej siostry, to się przyzwyczaj, a zrób jej jakąkolwiek krzywdę, to się już nie pozbierasz. Czy to jasne skurwielu?"
"Jak słońce."
Jellal uśmiechnął się pod nosem bardzo zadowolony. Miał przynajmniej pewność, że Gray nie zrobi niczego głupiego. Włączył swoją ulubioną piosenkę zespołu rockowego i ruszył do przychodni.
Juvia gdy tylko zauważyła ciemny samochód brata wyjeżdżający z podwórka chwyciła za telefon, Ignorując słodkie esemesy od Lyona i Graya napisała do Lucy:
"Jellal już pojechał. Jak tam na twoim posterunku?"
"Udało mi się zaciągnąć Erzę do przychodni i jeszcze nie uciekła. Aktualnie obstawiam wejście... a ewakuacyjne jest zaryglowane... tak dla bezpieczeństwa. Może przydać się twoja pomoc."
"Niedługo zjawie się na polu bitwy. Czekaj na posiłki."
Lucy uśmiechnęła się widząc esemesy Juvii. Zerknęła na Scarlet. Była bardzo blada, ale Lucy miała nadzieję, że wytrzyma. U ojca Juvii właśnie znajdował się pacjent i Heartfilia modliła się żeby Jellal przybył lada moment, albo Erza zawita u pana Jacka, co mijało się z planem. Że też musiały przyjść akurat gdy nikogo nie ma. Lucy cicho westchnęła i posłała przyjaciółce pokrzepiający uśmiech. Ta uśmiechnęła się słaba.
-Lucy nie dam rady! wychodzę. Czekam już od czterdziestu minut, chcę z tąd wyjść..- błagała Scarlet.
-Ercia noo... chwilka, zaraz zjawi się Jellal.
-Znasz tego sadystę?
-No pewnie. On, ja i Juvia dorastaliśmy razem. To nie żaden sadysta.
-Dzień dobry.- przywitał panie Fernandes podrzucając kluczyki od samochodu. Lucy popatrzyła na niego groźnie. "No o co im dzisiaj chodzi?"-myślał gorączkowo mężczyzna. Spojrzał w bok gdzie siedziała piękna kobieta, cała blada, o szkarłatnych włosach i czekoladowych oczach. Mógł przysiąc, że wydawały się jeszcze głębsze niż Lucy, a może to tylko jego spostrzeżenia... Po chwili zdał sobie sprawę, że bezczelnie gapi się na towarzyszkę Heartfilii. Potrząsnął głową zmieszany i uśmiechnął się przepraszająco. Zauważył, że na policzki rudowłosej wkradły się lekkie rumieńce.
-Witaj Lucy, na kontrolę?- zapytał.
-Eskortuję przyjaciółkę, która się was piekielnie boi.- odpowiedziała pogodnie Lucy, modląc się, żeby Jellal przejął inicjatywę i zagadał do Erzy. Wiedziała, że kobieta nigdy tego nie zrobi i to jeszcze w takim miejscu.
Niebieskowłosy zaśmiał się mówiąc:
-Na prawdę nie ma się czego bać, przecież nie jestem groźny...- i nagle przypomniał sobie wszystkie bójki, w których wziął udział." Zabawne"- pomyślał. W tej chwili drzwi od gabinetu Jacka Fernandesa otworzyły się. Pacjentka opuściła gabinet dziękując promiennie. W skowronkach opuściła przychodnię.
-O Jellal, a co ty tu robisz? Chyba chciałeś poćwiczyć przed meczem nie?- zapytał syna wysoki mężczyzna o niebieskich włosach z przebłyskami siwizny.
-Taaa, ale Juvia podniosła alarm, że potrzebujesz mojej pomocy.
-Pomocy? No coś ty, dzisiaj mam mało pacjentów... A ta pani jest właśnie na liście.
-Nie!- wrzasnęła zrozpaczona Lucy, a wszyscy na nią popatrzyli.- Ja.. ten.. no... Mam kontrolę!- ryknęła.
-Lu załatwisz to po mnie okej?- zapytała zdziwiona Scarlet, którą na prawdę bolał ten cholerny ząb, a jej przyjaciółka odstawia jakieś scenki.
-Ale pan Jack to mój lekarz!- blond tornada wepchnęło zdezorientowanego lekarza do gabinetu i zatrzasnęło drzwi.- Uff....
-Lucy? Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie... nagły ból zęba?- zapytał dentysta lekko rozbawiony zachowaniem córki swojego przyjaciela.
-Emmm.... Tak! Wielki. Potworny wręcz.- pisnęła Lucy łapiąc się za policzek.
-Dobrze, zapraszam na fotel.- zaśmiał się Jack.
Blondynka posłusznie usadowiła się na fotelu.
-A teraz wyjaśnij mi proszę co to miało być hmm?- poprosił stomatolog siadając na wysokim krześle.
-No bo...- zaczęła Lucy już całkiem uspokojona.
Tym czasem Erza wraz z Jellalem tępo wpatrywali się w drzwi gabinetu Jacka Fernandesa. niebieskowłosy zaśmiał się.
-Nagły ból zęba.- oświadczył uradowany.
-Hę?- zapytał kompletnie zdezorientowana Erza.
-Tak się mówi na osoby wpychające się przed kolejkę. A tak poza tym to jestem Jellal Fernandes.- podał rękę kobiecie.
-Erza Scarlet.- ciemnooka uścisnęła ją.
-No to zapraszam do gabinetu.
-Yhym.- mruknęła cicho, chwiejnym krokiem wchodząc do pokoju tortur.
Tak bardzo się bała. Nie miała pojęcia, że dentysta bezczelnie wpatruje się kołyszące się biodra. Usiadła na fotelu i wzięła głęboki wdech. Miała ochotę się rozpłakać. Albo uciec i już nigdy nie wracać. Ale ten przystojny dentysta na okrągło uśmiechał się do niej... To sprawiało, że chciała zostać. Nerwowo miętoliła biały materiał swojej sukienki.  Kolana drżały jej i dostałą gęsiej skórki, której za nim nie mogła opanować.
-Na prawdę aż tak się boisz?- zapytał szczerze zdziwiony Jellal.
-Mam ochotę uciec.- mruknęła zawstydzona okrywając się rumieńce. Taka silna kobieta jak ona boi się dentysty! Niedoczekanie.
-Erzaaa, nie ma się czego bać. Małe dzieci to przeżywają to takiej ślicznej pani też nic nie zrobi.- powiedział stomatolog ustawiając narzędzia, specjalnie przeciągnął jej imię.
-Jellaaaaal, boję się kurwa, jak cholera, twoje gadki nie pomagają.- powiedziała blada jak ściana, przestraszona widokiem wierteł.
-Dobra...- mruknął Jellal i po prostu pocałował ją. Kobieta od razu zapomniała o bożym świecie. Po chwili mężczyzna oderwał się i powiedział:
- Będzie boleć, ale masz to przeżyć, raczej nie nadaję się do robienia sztucznego oddychania.- mruknął i zabrał się do pracy, a Erza uporczywe myśli, że z chęcią wypróbowałaby tą metodę. Po krótkim czasie ząb był zaleczony. Jellal uśmiechnął się i zapytał:
-Było aż tak źle?
-Nie, wcale...- powiedziała Erza pięknie się uśmiechając.- To ile mam zapłacic?
-hmmm...- udawał, że się zastanawia.- Jedne całus i kolacja w moim towarzystwie. Odpowiada to pani?- zapytał nachylając się nad kobieta.
-Jak najbardziej.- odparła zadowolona, całując go w policzek.
***************************************************
Tiaaa damm coś jest xd                        
   

  
    
 

wtorek, 3 marca 2015

,,DETEKTYW ZACZYNA ŚLEDZTWO'' rozdział III



 Juvia leżała na łóżku i rozmyślała. Jej najlepsza przyjaciółka, jeszcze ze szkoły prosiła ją o pomoc. I to w dość nietypowej sprawie. Miała odszukać paru gangsterów i to tak aby nie rzucać się w oczy. A nie tyle gangsterów co auto, które zostało przez nich skradzione.
-A co ja do jasnej ciasnej jestem jednoosobowy wydział policyjny?- marudziła.
Ona? Juvia Locker? Niepewna, nieśmiała dziewczynka z biednej dzielnicy, która wyrosła na nieodpowiedzialnego detektywa? Głęboko westchnęła. Znała Canę od dawna. Była na jej ślubie i chrzcie córki. I z całą pewnością Juvia mogła powiedzieć, że zadanie wymyślone przez panią Dreyar jest mocno zakręcone, tak jak ona sama. Westchnęła i zaczęła pakować parę ciuchów do torby, głośno marudząc. Zniosła ciężką walizkę ze schodów, głośną klnąc i potykając się na stopniach. Wrzuciła ją do bagażnika czarnego lexusa LS. Wsiadła do auta i wystukała w nawigacji najkrótszą drogę do Tokio. Wcisnęła pedał gazu i ruszyła w drogę. W czasie podróży słuchała głośno muzyki, krzyczała na "baranów ulicy" oraz myślała o tym jak to będzie. Głośno westchnęła, nie wierząc, że dała się wrobić w coś takiego. W tej samej krótkiej chwili zadzwonił jej telefon, przez co niebieskowłosa mało co nie dostałą zawału, jej auto niebezpiecznie skręciło w bok, jednak już po chwili pani detektyw odzyskała kontrolę.
-Pierdzielę, zmieniał dzwonek!
Nacisnęła zieloną słuchawkę, która pojawiła się na przymocowanej na podstawce komórce.
-Tak?
-Juvia, gdzieżeś ty jesteś?!- wydarł się na nią znajomy głos.
-Cana?
-Cana Cana! Dziewczyno, czekamy na ciebie.
-Już jadę.
-To gdzie jesteś?
-Gdzie jestem? ....Heh....na drodze!
-Czyli nie wiesz kiedy dojedziesz?
-Ani trochę.- odparła skołowana Juvia.
-Ech, okej okej, pośpiesz się, bo Erza nie jest cierpliwą osobą! Buziaczki...- po czym się rozłączyła.
Lockar jeszcze mocniej wcisnęła pedał gazu, wyprzedzając jadącego przed nią czarnego opla. Po paru godzinach dotarła do Tokio. Dobre pół godziny zajęło jej dostanie się do kawiarni, w której umówiła się z resztą. Niepewnie weszła do środka. Od razu uderzyło w nią ciepłe powietrze i miła atmosfera panująca w lokalu. Wzrokiem szukała dokładnie opisanych przez Caną postaci. Blondynka o orzechowych oczach, szkarłatnowłosa kobieta i mała niebieska... wyliczała w duchu, krążąc spojrzeniem po wnętrzu kawiarenki. W końcu w kącie sali odnalazła trójkę kobiet pijących spokojnie czekoladę. Powoli podeszła do nich. Miała suche gardło i spękane usta. No dlaczego, się pytam, ja zawsze mam problemy z nawiązywaniem kontaktów?!- myślała gorączkowo, a droga pomiędzy stolikiem i kobietą malała. Po chwili stanęła koło nich i wychrypiała cicho:
-Juvia Locker...
-OO! Wreszcie! Siadaj. Jestem Erza Scarlet.- powiedziała bez namysły szkarłatnowłosa. Juvia posłusznie usiadła. Chodź Erza powitała ją surowym tonem, w ciemnych oczach kobiety dostrzegła ciepło i zapał. Przeniosła spojrzenie na dwie kobiety siedzące obok.
-Lucy Heartfilia.- wyciągnęła dłoń uśmiechnięta blondynka. Lockar uścisnęła ją.
-A ja to Levy McGarden.- wyszczerzyła się niebieskowłosa kobietka oparta na łokciach o blat stołu ze słomką w ustach.
-Miło mi.- uśmiechnęła się niepewnie Juvia.
-Zamówić ci coś?- zapytała Lucy i nie czekając na odpowiedź zawołała kelnerkę prosząc o gorącą czekoladę.
-Dobra dobra, przejdźmy do interesów!- powiedziała Levy.- Chcę odzyskać swój samochód. Ja na prawdę nie mam czym jeździć. A bieganie nie jest dla mnie...
-Oczywiście.- uśmiechnęła się Juvia rozśmieszona miną McGarden.- Powiedzcie mi co wiecie.
-Wiemy tylko tyle, że trójka złodziejaszków okradła jubilera i posłużyła się autem Levy do ucieczki.- powiedziała Erza. Chwilkę milczały, bo kelnerka przyniosła kubek pełen pyszności.
-Tak, a policja nic nie robi, bo jest w rekach mafii.- dodała Lucy.
-Jakiej mafii konkretnie?- zapytała się Juvia siorbiąc czekoladę.
-Nie wiemy.- odrzekła Scarlet.- Szczerze to mało wiemy.
-Zauważyłam...- westchnęła pani detektyw.- A więc będziemy szukać trzech igieł w stogu siana.
-Może i tak, ale damy radę.- uśmiechnęła się promiennie Lucy.- Damy radę dziewczyny.
-Tak, damy, przecież my jesteśmy cztery, do tego piękne i o wiele inteligentniejsze od tych idiotów.- dodała zadowolona Erza.
-Niby czemu?- zapytały chórem dziewczyny.
-No bo kto normalny kradłby wrak Levy?
Blondynka parsknęła śmiechem, Juvia siedziała zmieszana, a Levy opluła się gorącym kakao. Niebieskowłosa rozwrzeszczała się na dobre, zwracając na siebie uwagę wszystkich, przez co czwórka wspólniczek musiała opuścić kawiarnię. Wszystkie usiadły do samochodu Juvii. Levy nadal kipiała złością i coś tam warczała o poszanowaniu czyjegoś samochodu.
-Chyba powinnyśmy odwiedzić tego jubilera.- powiedziała Lockar odpalając samochód. Z pomocą Erzy jako nawigacji pani detektyw bez problemu trafiła do sklepu "Diament". Po krótkim zebraniu i pełnej sprzeciwów negocjacji Erza i Juvia opuściły samochód i udały się do jubilera. Ustaliły, że panna Scarlet wychodzi za mąż i szuka wymarzonych obrączek. Juvia za to jest jej najlepszą przyjaciółką i pomaga jej w przygotowaniach. Musiały też dowiedzieć się wielu szczegółów.
-Tylko trzeba to zrobić delikatnie, pewnie właściciel został zastraszony, więc nie będzie chcieć współpracować.- mruknęła Lockar przed wejściem.
-No pewnie.- zaśmiała się Erza, a lekki wiatr rozwiał jej szkarłatne włosy.- Przecież delikatność to moja zaleta.- dodała z uśmiechem.
-Oj coś szczerze wątpię.- mruknęła Juvia nieprzekonana.
-Przestań.- warknęła czerwonowłosa.- Uśmiech na mordkę, przecież wychodzę za mąż!- zarechotała zadowolona i weszła do środka.
Wnętrze było duże i jasne. Tak jak kawiarenka gdzie przesiedziały cały dzień była ciepła i przytulna, to to miejsce charakteryzowało się jasnością i czystością. Wszystko było ze szkła. Takie małe szklane, bardzo cenne królestwo. A co najważniejsze ani śladu włamania.
-Dzień dobry.- przywitał je średniego wzrostu mężczyzna po 60-tce. Wydawał się lekko przybity, ale dla klientek wykrzesał z siebie ostatnie iskry.
-Dzień dobry.- uśmiechnęła się promiennie Erza wnosząc ciepło do sklepu, a Juvia gorączkowo myślała skąd ona ma takie zdolności do grania.- Chcę zamówić obrączki, ale nie wiem czy na pewno jest tu bezpiecznie... no wie pan, ostatnio słychać o tylu rabunkach...
Kobiety obserwowały spokojną twarz właściciela, która nerwowo spojrzała w bok, a potem zastygła w bezruchu. Nowo przybyłe spojrzały w bok, gdzie stał wysoki mężczyzna. Był przystojny. Nawet bardzo. Miał niebieskie włosy i ciemno-zielone oczy, a przy jednym z nich czerwony tatuaż. Uśmiechnął się w stronę Erzy, przez co kobieta zarumieniła się. Patrząc na Juvię zmarszczył brwi, jakby próbował sobie coś przypomnieć, jednak po chwili zrezygnował. Dla Lockar mężczyzna wydawał się znajomy, a najbardziej te oczy.
-Drogie panie, niechcący usłyszałem wasze obawy, ale proszę mi wierzyć, że ten sklep jest w stu procentach bezpieczny.- uśmiechnął się zniewalająco.
-A skąd mamy mieć pewność?- zapytała nieprzyjaźnie Juvia.
-Właśnie, możemy panu zaufać?- dodała Erza.
-Oczywiście, że tak. Jestem właścicielem wielu sklepów jubilerskich i muszę przyznać, że ten oto "Diament" jest doskonały.
-Och.- zmieszała się Erza.
-Swoją drogą, skoro jest pani zaręczona, dlaczego nie ma pani pierścionka zaręczynowego?- zapytał znienacka Jellal.
Kobiety pobladły. Nie pomyślały o tym. Ich cały plan nagle runął w małe kawałeczki. Przez tego faceta! Nie tyle przez faceta, tylko przez jego język! Właściciel podejrzliwie popatrzył na klientki i jakby zapadł się jeszcze bardziej w sobie, a Fernandes włożył ręce do kieszeni. Niechcący przyłapał dwie małe ślicznotki próbujące coś kręcić. "Mam was."-pomyślał, uśmiechając się bezczelnie.