FairyTail

FairyTail

niedziela, 25 stycznia 2015

Nominacja cz. 2 :D

Zostałam po raz drugi nominowana do Liebster Award, przez Nevada-chan, z czego jestem niesamowicie dumna (aż łezka się w oku kręci). Dziękuję kochana :)
 Moje odpowiedzi: 
 
1. Ulubione Anime?
Oczywiście Fairy Tail :)
 
2. Kiedy zaczęłaś/eś interesować się pisanie bloga?
Mmmmm... pomysł miałam już dawno, jednakże ciągle nie miałam czasu i nie mam go
nadal, zaczęłam pisać chyba rok temu :) 
 
3. Masz rodzeństwo?
Tak mam, siostrę i dwóch braci...
 
4. Czy ktoś z twoich znajomych wie, że piszesz bloga?
mmmm raczej nie :d, słodka tajemnica ^^ 

5. Jaka postać z anime przypomina ciebie najbardziej?
Erza Scarlet ^^- groźna, niecierpliwa i nie ma, że ktoś nie chce tego co ja :D
 
6. Ulubiony przedmiot w szkole?
Biologiaaaa ^^ 
7. Ulubiona pora roku?
Lato- ciepło, ciepło i moje urodzinki :)
 
8. Najlepsze anime jakie obejrzałeś ?
Sporooo na pewno  FT, Kuroko no Basuke.
 
9. Jakie masz marzenie/a?
Żeby jak najwięcej osób czytało mój marniutki blog *.*
 
10. Jakiej muzyki słuchasz?
Rock, rock i ROCK :) 

11. Twój znak zodiaku?
Jestem panną, urodzoną w sierpniu :)

sobota, 24 stycznia 2015

Nominacjeeeeeee

Mam zaszczyt poinformować, że zostałam nominowana do Liebster Award przez Angelę S, dzięki kochana :*:*...Nie bd już wyjaśniać co to jest i w ogóle, bo mi się tak troszkę nie chcę ;* a oto odpowiedzi:
1.Wasze pierwsze anime?
Moje pierwsze anime to Fairy Tail :), najlepsze na świecie :*.
2. Ulubiona postać z FT?
Mmmm sporo... uwielbiam Laxusa, koffam Jellala jednakże postacią naj naj ze wszystkich jest... Erza Scarlet! ;D. Um i jeszcze zwracam uwagę na Canę :) .

3.Postać, której nie darzycie sympatią z FT?
W 10000 procent Lisanna, powinna zginąć. Chyba napisze jakiś rozdzialik z jej śmiercią...
 
4.Ulubiony opening z FT?
  Zdecydowanie: Fairy Tail ~Yakusoku no Hi~ - Chihiro Yonekura, jest najlepszy :).

5. Ulubiony ending z FT?
 Najbardziej przypadł mi do gustu: Fairy Tail Ending 11 - Glitter.

6.Czytacie mangę? Jak tak to jaką?
Aktualnie tylko Fairy Tail. Kiedyś czytałam też jakieś romansidła, ale już nie pamiętam tytułów. 
7.Najdziwniejsze anime jakie kiedykolwiek oglądaliście?
 Holy Knigh. Coś o wampirach, w którym dziewczyna biega za chłopakiem, aby ten koniecznie się z nią przespał.... (dwuodcinkowe). 

8. Ulubione animie? 
1.To chyba jasne, że na pierwszym miejscu- Fairy Tail :).
2. Kuroko no Basuke
3. Strike the Blood
4.Kaichou wa Maid-sama
5. Special a
6. Romeo i Julia 
7.Code Breaker

9.Największe marzenie?
Aby jak najwięcej osób czytało te moje marne wypociny ;).
10. Trzy tytuły anime, które z całego serca polecacie?
Polecam Fairy Tail, Kaichou wa Maid-sama oraz Code Breaker, musicie obejrzeć ;]
 
11. Czym się interesujesz?
 Biologią :), uczę się w tym kierunku... a poza tym koszykówką (chociaż jestem niskaa ), oczywiście anime *.*. W wolnym czasie czytam, całkiem dużo nawet i zmuszam do tego innych :).





A ja nominuję:
 http://barpodwrozkowymogonem.blogspot.com/
 http://gwiazdy-wojna-nalujerza.blogspot.com/

A oto pytania:
1. Ulubione anime (dowolna ilość)?
2. Masz zwierzątko? Jak tak to jakie?
3. Prawdziwe imię to....
4. Co porabiasz w wolnym czasie?
5. Najukochańsza postać z anime? Do kogo wzdychasz po nocach?
6. Najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłaś?
7. Ulubione paringi z FT?
8. Wolna czy zajęta?
9. Co chcesz robić w przyszłości?
10. Gdzie najchętniej byś pojechała?
11. Czy chciałabyś spotkać się z innymi blogerkami?    


















wtorek, 6 stycznia 2015

Gajeel x Levy

"To ja cię uratuje!" 




 Radiowóz policji zaparkował przy drewnianym płocie pomalowanym ciemnym odcieniem brązowej farby. Z auta wysiadły dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. Wysoka, szczupła dziewczyna o długich falowanych blond włosach i zielonych oczach mogła skutecznie zawracać facetom w głowach. Długie zgrabne nogi okryte były czarnymi spodniami, a górna część jej garderoby stanowiła obcisła bluzeczka na ramiączkach. Zatrzepotała rzęsami i zwróciła się do towarzysza:
-To tu?
I uśmiechnęła się uroczo.
-Jakby nie było tu, to bym nie parkował.- warknął mężczyzna.
Miał dosyć jej umizgów, choć mówiąc, że Karen nie jest piękna skazałby się wieczne smażenie w piekle. On sam też był niczego sobie. Wysoki, dobrze zbudowany i całkiem przystojny. Miał dobrą pracę, wykształcenie, korzystał z mózgu, a przynajmniej starał się jak umiał. Więc czemu jeszcze nie miał żony? Jego czarne wiecznie nastroszone włosy i czerwone tęczówki wyglądały naprawdę groźnie, ale nie był aż tak bardzo strasznym człowiekiem. A przynajmniej tak się mu zdawało.
-Och Gajeel ależ ty wredny jesteś.- powiedziała Karen uśmiechając się przesłodko.
Wywrócił oczami i ruszył do furtki. Otworzył ją i w paru krokach przebył mały, zadbany trawniczek. Zapukał mocno do drzwi. Czekali dłuższą chwilkę nim kawał drewna uchylił się lekko. Gajeel zdołał się już porządnie zdenerwować. Już miał zacząć się wydzierać, gdy zobaczył szczuplutką kobietę, która nie bardzo wiedziała co się wokół niej dzieje. Po prostu nie miał serca krzyczeć na tą niską drobną kobietkę o pięknych oczach. Brązowa barwa jej tęczówek była niesamowita. Niby zwykłe oczy, a zarazem takie ciepłe. Gajeel uśmiechną się, ale po chwili spoważniał i powiedział:
-Dzień dobry, policja w Magnolii.  Komisarz Gajeel Redfox i aspirant Karen Black. Dostaliśmy zgłoszenie, że w tym domu rozgrywała się poważna awantura. Czy możemy wejść?
-Aawantura? Tutaj?-  jęknęła kobieta i nerwowo włożyła kosmyk niebieskich włosów za ucho.- My dopiero się przeprowadziliśmy i dlatego ten cały zgiełk...
-Levy, kochanie, kto to?- zapytał jakiś męski, niski głos. Po chwili na ramieniu niebieskowłosej pojawiła się duża dłoń, która delikatnie, acz stanowczo pociągnęła kobietę na bok. Przed dwójką policjantów stanął mężczyzna. Wyjątkowo przystojny. Karen aż pisnęła. Osobnik miał jasne kręcone włosy, które opadały mu na czoło oraz zielone, kocie oczy. Miał wąską, podłużną twarz oraz szerokie ramiona. Lekko uniósł kąciki ust, który ułożyły się w nieco drwiący uśmiech.
-Och witam panie władzo.- kpiąco ukłonił się przed Redfoxem, całkowicie ignorując Karen, przez co kobieta mało nie dostała ataku wściekłości.- Jakiś problem?
-Tak.- warknął Gajeel łatwo ulegając emocjom. Najchętniej obiłby mordkę temu pięknisiowi.- Mamy zgłoszenie, że w tym domu rozegrała się poważna awantura.- mierzył wzrokiem blondyna.
-Tu? Dopiero co się przeprowadziliśmy...- zaczął zdziwiony
-Możemy wejść?-zapytał sucho Gajeel.
Blondyn odsunął się, tak aby policja mogła wejść do środka. Wnętrze domu było ładnie urządzone, chodź nadal walały się tu setki kartonów oraz folii. Gajeel wraz z Karen porozmawiali chwilę z właścicielami posiadłości, wyjaśnili sprawę, przeprosili za najście i opuścili dom. Drzwi zatrzasnęły się za nimi aż kolorowe szkiełka umieszczone w nich zagrzechotały.
-Dupek.- powiedział Gajeel
-Ale przystojny...- rozmarzyła się Karen.
Funkcjonariusze wsiedli do radiowozu. Gajeel z piskiem opon ruszył i skierował się na komisariat. Nie wiedzieli, że z okna nowoczesnej kuchni przygląda im się niebieskowłosa Levy McGarden. Blondyn stanął parę kroków za nią i powiedział:
-Dziwni, nieprawdaż?
-Tak, masz rację Alex.
Uśmiechnęła się słabo w stronę mężczyzny.
-Marnie wyglądasz, może się położysz?
-Nie,nie. Muszę zajrzeć jeszcze do tego właściciela lokum...
-Ja to zrobię.- zaoferował swoją pomoc Alex i nie pytając o zgodę wyszedł, narzucając na ramiona ciemną skórzaną kurtkę. Uśmiechnął się przebiegle, tworząc własne plany.
Levy stała w kuchni. Ręce trzęsły jej się, a do oczu cisnęły się łzy. Co się stało z tą silną kobietą, którą była jeszcze przed dwoma laty? Po śmierci rodziców rozsypała się na kawałeczki. Małe, drobne kawałeczki, które za nim nie chciały się ułożyć w pogodną, spójną całość. A gdy już poradziła sobie z tą trudną układanką, znowu ostry kolec rozsypał kruchą budowlę. Jej sieć księgarni upadała, bez silnej ręki prezesa. I wtedy właśnie pojawił się Alex. Mimo iż był przystojny wcale nie podobał się Levy, nie znosiła tego głupka bez okruchu wiedzy o jakiejkolwiek książce. W ogóle tomy pięknych powieści i romansów traktował jak zwykłą makulaturę. Ale był wpływowym człowiekiem. Wpływowym o silnej ręce. Bez trudu wydostał firmę McGarden z finansowej ruiny. Z biegiem czasu stał się całkiem znośnym towarzyszem. Levy nie chciała się z nim wiązać, jednak była zbyt słaba, żeby w ogóle zaprotestować. Wiedziała, że młody blondyn nie jest jej wierny, że ma tuziny kochanek, ale jej to nie obchodziło. Dopóki mogła pracować w swojej ukochanej księgarni.
Levy westchnęła ciężko i udała się do salonu, aby pozbyć się zbędnych kartonów i ton pyłu.
---
W tym czasie Alex witał się z pewnym wysokim mężczyzną.
-Lokal gotowy?- spytał zapalając papierosa. Z przyjemnością zaciągnął się dymem i wypuścił obłok z ust.
-Oczywiście.- odpowiedział brunet, uśmiechając się okropnie.
-Doskonałe. A teraz omówmy nasze przyszłe plany i dzisiejszą awanturę w moim domu...-przerwał, delektując się papierosem-...która rozegrała się pod moją nieobecność.
-No cóż...-zaczął tamten chowając uśmiech.
---
 -No i okazało się, że ci państwo przyjechali tu dopiero o 15, co może potwierdzić taksówkarz, który ich tu przywiózł, a awantura według zeznań pani Hildy miała miejsce około godziny 14:30.-zakończyła swój wywód Karen.
-Więc są czyści.- powiedział Gajeel.
Karen kiwnęła głową. Redfox zmarszczył brwi i zaczął gorączkowo myśleć. Po co Hilda wzywałaby policję, skoro żadna awantura nie miała miejsca? Ta starucha z pewnością nie bawiła się z policją, chociaż jest stara i wredna. Westchnął. Miał co do tego złe przeczucia. Jego przemyślenia przerwało głośne kaszlnięcie Black, która wychodziła do domu. Młody policjant szybko zebrał swoje rzeczy i udał się na parking. Od kluczył czarną skodę i wsiadł do samochodu. Rzucił przedmioty zajmujące jego ręce na fotel obok i nieśpiesznie ruszył. Nie miał się czego śpieszyć. Nie ciągnęło go do pustego domu, tym bardziej, że dręczyły go złe przeczucia. Mógł wprawdzie zajechać do siostry na ciepłą rodzinną kolację w miłej domowej atmosferze. Tak, Juvia Fullbuster była wspaniałą panią domu i matką urwisa zwanego Maxem. Gajeel uśmiechnął się na wspomnienie małego łobuza, który był jego chrześnikiem. Doskonale pamiętał również wojnę pomiędzy Juvią a Grayem, kto ma zostać chrzestnym ich pierwszego syna. Brat Juvii Gajeel, czy też może najlepszy kumpel Graya Natsu Dragnell? Wybrali Redfoxa, jednakże Fullbuster zapowiedział, że następne dziecko będzie chrzcić Natsu. Jak obiecał tak też zrobił. Aktualnie Juvia była w ósmym miesiącu ciąży, a chrzestnym miał być Natsu. Koniec i kropka. Gajeel już w dobrym humorze podjechał pod dom państwa Fullbuster. Na jedzeniu, kłóceniu się, gadaniu i śpiewaniu spędzili całe 4 godziny. Redfox niechętnie opuszczał pełen życia dom i powlókł się do swojego mieszkania.
---
Levy wstała wyspana w wyśmienitym humorze. Miała ochotę śpiewać i tańczyć. Zadowolona nałożyła różową sukienkę w kwiaty i zeszła na dół, do kuchni, aby zrobić jakieś małe śniadanko, przed wyjściem do ukochanej księgarni. Nigdzie nie spotkała Alexa, więc mogła sugerować, że blondyn udał się już do pracy, bądź biega i załatwia jakieś sprawy. Nigdy nie interesowało ją jakie to sprawy. Tak tak, byłą złą narzeczoną, ale ona nie zważała na gadanie ludzi i nie mieszała się w sprawy przyszłego małżonka. Levy stanęła przy kuchennym stole, mając doskonały widok na ulicę. Wyjęła dżem i chleb, postanawiając zrobić sobie parę kanapek z wiśniową konfiturą. Nuciła pod nosem Don't worry, be happy. Coś podpowiedziało jej, żeby spojrzeć w okno. Jej sąsiadka, pani Hilda, właśnie wychodziła ze swojego podwórka, prawdopodobnie na zakupy, o czym świadczył koszyk niesiony przez emerytkę. Staruszka rozejrzała się przed przejściem na drugą stronę ulicy. Upewniwszy, że jest bezpieczna zaczęła iść. Gdy doszła do środka drogi zza zakrętu wyjechała czarna Honda Insight. Kierowca doskonale widział pieszego, lecz mimo to zamiast kręcić kierownicą dodał gazu. Staruszka nie miała żadnych szans. Rozpędzona Honda uderzyła w emerytkę zabijając ją niemal natychmiast. Kierowca nawet nie zatrzymał się, tylko odjechał jakby nic się nie stało. Levy upuściła słoik z dżemem i cofnęła się parę kroków. Chciała biec do sąsiadki, wezwać pomoc, jednak silne ręce złapały ją z tyły i przysunęły do umięśnionego torsu Alexa.
-Gdzie idziesz?-warknął nieprzyjaźnie narzeczony.
-Puść! Tam...-jęknęła Levy, dusząc się.
-Wiem. Spróbuj pisnąć komuś chodź słówko, to to samo spotka ciebie.- wyszeptał jej do ucha i puścił. Levy upadła na kolana raniąc się okruchami szła po słoiku.- Posprzątaj to.- uciął Alex i już go nie było.
Przez następne dni McGarden nie wiedziała w co ręce włożyć. Nie umiała się niczym zająć, wszystko leciało jej z drżących dłoni. Widziała pogrzeb emerytki. Rodzina, bliscy znajomi, ale i też mieszkańcy miasta, których nie łączyło z Hildą zbyt dużo przyszli ją pożegnać. Policja dwoiła się i troiła, ale nic nie mogła znaleźć. A ja to widziałam.-łkała nocami Levy. Ukojenie przynosiła jej tylko księgarnia. Doradzając klientom mogła zapomnieć. Pewnego dnia do książkowego sklepu zawitał Gajeel Redfox. Serce Levy ścisnęło się. Przybysz uśmiechną się, co bardzo spodobało się McGarden, lecz ta chwilka radości ulotniła się tak szybko jak się pojawiła.
-Czego pan chce?- zapytała jadowicie- Znowu chce mnie pan przesłuchiwać? Przecież nic nie widziałam! Ile mogę to powtarzać?
-Ech...-zmieszał się Gajeel- Chciałem kupić tylko książkę dla siostrzeńca...
-Och...-zaczerwieniła się Levy. On tylko spełniał swoją pracę, ty głupia idiotko.-pomyślała -Już zaraz panu doradzę. O czym to ma być książka?
-Emmmm w sumie nie wiem...-wyszczerzył się Gajeel. Levy nie znosiła takich klientów, jednak on wprowadzał w jej zbolałe serce promyk światła.- Ma dopiero sześć lat...
-A więc książki dla dzieci.- uśmiechnęła się promiennie, a Gajeel o dziwo odwzajemnił miły gest. "Pięknie się uśmiecha."- przeszło im przez głowę.
-A pan coś czyta?- zapytała po piętnastu minutach buszowania po półkach z książkami.
-Czytałem. Kiedy miałem czas.- powiedział z zamyśleniem, bacznie przyglądając się regałom z kryminałami.
-Kryminały pana interesują?- zapytała niezdarnie Levy.
-Głupio się czuję, gdy mówisz do mnie pan. Jestem Gajeel.- podał jej rękę.
-Levy.- uścisnęła ją całkiem silnie, jakby bała się, że to tylko sen.
-Skoro już mam książkę dla siostrzeńca, to może polecisz coś mi, Levy?
-Z miłą chęcią Gajeel.- uśmiechnęła się promiennie.- A więc stawiamy na dobry kryminał?
-Zawsze i wszędzie.- zaśmiał się.
-Mmmm...-zamyśliła się.- A może coś z wątkiem miłosnym? Taki mały romansik?
-Romans to ja bym wolał mieć w realu.- zaśmiał się.
Po wyborze trzech książek Gajeel miał zamiar opuścić księgarnię. Trochę pożartował z Levy i dał jej swój numer mówiąc:
-Wyglądasz jakbyś chciała coś powiedzieć.
Puścił jej oczko i wyszedł. Levy uśmiechnęła się do małej karteczki z kombinacją cyfr. Wraz z Gajeelem odszedł od niej dobry humor. Zmęczona ruszyła do domu. Do mieszkania, do którego nie chciała wracać. Nie ona jedna miała opory do powrotu.
---
Levy od dwóch tygodni widziała Gajeela pięć razy. Redfox zaczął żartować, że niedługo zbankrutuje. A dzisiaj zaprosił tą małą, wątłą kobietkę na spacer. Było wprost wspaniale. Gajeel po przeczytaniu parunastu tomów książek miał o czym rozmawiać z McGarden, choć i tak tematów do rozmów nie brakło. Levy czuła, że spotkała mężczyznę marzeń. Podobnie Gajeel- sądził, że to ta jedyna. Wszystko wspaniale się układało do czasu...
---
Gajeel wracał właśnie z komendy. Jego ukochany samochód zepsuł się i teraz odpoczywał u mechanika. Przeklinał w myślach idąc chodnikiem pokrytym grubą warstwą lodu. Ślizgał się, co chwila rzucając coraz to nowe epitety na temat zimy, chodników i lodu. Do domu zostało mu kilka minut drogi, gdy z ciemnego zaułka wyszło paru napakowanych mężczyzn, uzbrojonych w kije. Nie trzeba mieć wielkiej inteligencji, aby zwęszyć kłopoty. Gajeel powoli szedł przed siebie. Jeden z nich zaczepił Redfoxa, po czym dostał porządnie pięścią w sam środek twarzy. Zatoczył się do tyłu, łapiąc się za złamany nos. Jego towarzysze nie marnowali więcej czasu.  Blondyn z mnóstwem tatuaży zamachnął się kijem. Gajeel złapał go i przełamał na kolanie. Ta chwila nieuwagi dużo go kosztowała. Dostał od posiadacza broni w brzuch. Już się prostował z zamiarem oddania ciosu, jednak poślizgnął się. Leżącego Redfoxa dobili kopniakami. Gdy usłyszeli odgłos policyjnej syreny ulotnili się w zadziwiająco krótkim czasie.
---
Gajeel Redfox powoli otworzył oczy. Od razu oślepiła go biel bijąca z każdego kąta sali.
-Gdzie ja...-wychrypiał
-Dzień dobry, nazywam się Cana Alberona i jestem lekarzem. Jest pan w szpitalu. Został pan pobity. Niestety sprawców nie udało się złapać, ale to jak zwykle przewinienie policji.- powiedziała i rzuciła spojrzenie blond włosemu mężczyźnie. Ten tylko prychnął coś pod nosem.
-Szefiee?-jęknął Gajeel, starając podnieść swoje bezwładne ciało.
-Leżeć baranie!- krzyknęła wściekle Cana.- Następny idiota z policji!
-Nie wiem kochanie, czy możesz się tak wydzierać na biednych pacjentów.
Alberona zdusiła w ustach przekleństwo, wiedząc, że nie warto kłócić się z szefem tutejszej policji.
-To mój szpital, mogę robić co chcę.- odparła urażona.
-A to mój pracownik, więc stul usteczka i wypad do innych pacjentów.
Oburzona pani doktor opuściła salę w złym humorze.
-A więc to jest twoja narzeczona?- zapytał Gajeel śmiejąc się cicho.
-Słodka nie?- spytał rozbawiony Laxus.
-Ale jak się wydziera, czy grozi zastrzykiem?- zmarkotniał Redfox widząc przyszłą żonę szefa z wielką strzykawką i podłym uśmieszkiem.
-Won z sali.- warknęła, a blondyn posłusznie opuścił szpital.
----
Gajeel leżał nieruchomo wpatrzony w sufit. Już dwa dni tu siedzi. Rany goją się szybko. Może nawet zdąży wyjść na pogrzeb. Pogrzeb... Jego partnerka została zamordowana. Karen Black, nietuzinkowa kobieta, mówiąca wszystko prosto z mostu. Czy to za ten cięty język nie żyje? Znaleziono ją w hotelu o piątej rano. Redfox nie znał żadnych jej wrogów. W sumie nie miała nieprzyjaciół. A więc co ją zabiło? Coś czego policjant nie wiedział, a mianowicie chęć posiadania mężczyzny o blond włosach...
---
-Załatwiłeś?
-No pewnie!- zawołał dumny głos.
-Doskonale. To teraz musimy pozbyć się tylko tej małej i spokój...-zaśmiał się Alex.
Owa mała osoba stała pod drzwiami i podsłuchiwała. Wymknęła się do kuchni. Musi uciekać. To on pobił Gajeela! To on zabił Karen! To on zlecił potrącenie Hildy! Myślała gorączkowo. Zerknęła przez okno, mając ochotę przez nie uciec, jednak zauważyła parkujący samochód. Ten sam co potrącił staruszkę. Levy zbladła i cicho pobiegła na górę. Zamknęła drzwi do sypialni, chwyciła za telefon i wykręciła numer Gajeela. Tam bardzo chciała odwiedzić go w szpitalu, jednak bała się. Bała się o niego. Zawsze przynosi ludziom pecha. Klęła w myślach modląc się by Redfox odebrał. On był jej jedyną nadzieją. Pierwszy sygnał i nic. Drugi, trzeci...
---
Po sali rozległ się dźwięk piosenki Three Days Grace- Riot. Sygnał obudził posiadacza telefonu.
-Tak słucham?- zapytał śpiącym głosem, lecz gdy usłyszał płacz roztrzęsionej Levy wyprostował się na szpitalnym łóżku.
-Gajeel... błagam, pomóż mi... on mnie zabije...-łkała. Usłyszała trzaskanie drzwi frontowych i jeszcze bardziej wpadła w histerię. Rozłączyła się i starała zachowywać najciszej jak umie.
-Levy? Levy!!
Nie zastanawiając się długo Gajeel wstał, nałożył buty i kurtkę i wybiegł z sali, wołając do Cany, żeby wezwała Laxusa. Biegł najszybciej jak potrafił, dziękując w myślach, że dom McGarden jest niedaleko szpitala. Z daleka zauważył, że pod domem stoi zaparkowane auto. A więc jest ich więcej. Serce ścisnął mu strach o życie Levy. Cicho wszedł do domu. Słyszał parę głosów dobiegających z salonu. Usłyszał strzępki rozmowy o zamordowanej Karen. A więc to oni. Redfox chwycił wysoką wazę i przywarł do ściany. Spokojnie posuwał się na przód. Nagle z pokoju wyszedł mężczyzna. Ten sam wytatuowany blondyn.
-Witaj skurwielu.- warknął Gajeel i rozbił ozdobny wazon mu na głowie. Oszołomiony gangster padł na podłogę. Policjant choć nadal poobijany dopadł do pistoletu pokonanego i wpadł jak burza do salonu, gdzie panowała już absolutna cisza. Bez wahania postrzelił jednego z "gości" w udo, a następnego w ramię. Jeden zdążył przewrócić stół i ukryć się za nim. Gajeel wrócił na korytarz, chowając się za ścianą. Przez parę minut wymieniali się strzałami, lecz pistolet Redfoxa zachował już tylko jeden nabój.
-Cholera jasna!- warknął. Wychylił się, całkowicie się odsłaniając. Uważnie celował i nacisnął spust. Rozległ się głuchy dźwięk, jednak nie należał on do pistoletu policjanta. Jego przeciwnik okazał się szybszy, jednak miał słabego cela. Kula przecięła ramię Gajeela. Redfox poczuł ostry ból, jednak nic sobie z tego nie robił. Złapał się za ranę dopiero gdy gangster padł śmiertelnie postrzelony w głowę. Czerwonooki ciężko oddychając udał się na górę, skąd dobiegały krzyki. Gdy tylko wpadł na korytarz został uderzony w brzuch. Zgiął się w pół. Alex chciał uderzyć go kolanem w twarz, jednak Gajeel szybko się wyprostował i posłał przeciwnikowi prawego sierpowego. Blondyn oszołomiony ciosem cofnął się. Redfox dopadł go w jednej chwili i zafundował mu prosty cios w sam środek twarzy, łamiąc przeciwnikowi nos. Alex znów cofnął się, a Gajeel natarł na niego. Wymieniali się ciosami przez dobre parę minut. Osłabiony policjant tracił siły o wiele szybciej niż jego przeciwnik, Głównie dlatego potknął się i spadł ze schodów. Rozciął sobie czoło tuż nad brwiami. Ciepła krew spływająca po jego twarzy uniemożliwiała mu widoczność, ponadto Redfox nie mógł złapać tchu. Strasznie się poobijał i z cichym jękiem starał podnieść się, opierając się na łokciu. Obraz powoli mu się rozmazywał. Widział jednak, że Alex zbliża się do niego, plując krwią, z nożem w ręku. I właśnie wtedy na głowie blondyna roztrzaskała się gliniana waza, trzymana w dzielnych rękach Levy. Niebieskowłosa była lekko poobijana. W jednym podskoku ominęła nieprzytomnego narzeczonego i znalazła się przy Gajeelu. Ten zdążył tylko wyszeptać imię ukochanej, po czym stracił przytomność.
---
Ocknął się w tej samej sali szpitalnej, z której jeszcze niedawno uciekł.
-Jak jeszcze raz mi nawiejesz, to napuszczę na ciebie Laxusa.- powiedziała spokojnie Cana, wstrzykując dawkę leków przeciwbólowych do kroplówki podłączonej do ramienia Gajeela.
-Gdzie Levy?- wychrypiał
-Nie żyje.- odparła lekarka
Redfox zbladł i wpatrywał się w Alberonę pustym wzrokiem. Jego oczy momentalnie zgasły, a on sam jakby zapadł się w sobie.
-Żartuję!- krzyknęła ze śmiechem Cana, a Gajeel mało co nie zabił pani doktór.-Tylko zaproś mnie na ślub.- wystawiła mu język i opuściła salę, do której wbiegła Levy.
McGarden rzuciła się na szyję swojemu wybawcy.
-Zostaniesz ze mną?- zapytała cicho, tak, że Gajeel ledwie dosłyszał jej pytanie.
-No pewnie.- odparł bez zastanowienia.
-Ale już na zawsze?
-Na zawsze i parę dni dłużej.- uśmiechnął się, gładząc niebieskowłosą po głowię.
*******************************************
Specjalnie dla Nevada chan :)) Pozdrawiam serdecznie ;*