FairyTail

FairyTail

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział I:” Caffe Bar, Diament i rabunek.”



Tokio, 19 września
Młoda kobieta zmierzała uliczką stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni. Jej długie blond włosy mokły pod wpływem deszczu i były rozwiewane przez niemiłosierny wiatr, który wiał ze strony północy. Kobieta zostawiła parasolkę w domu. Teraz otulała się kołnierzem czerwonego jesiennego płaszcza, który miała w zwyczaju nosić i w myślach przeklinała własną głupotę.” Następnym razem będę słuchać pogodynki”- myślała. Jej buty cichutko stukały na mokrym chodniku. Blondynka powoli dochodziła od jednej z wielu miłych, przytulnych i ciepłych kawiarenek. Caffe Bar-różowy szyld było widać już z daleka. Brązowooka uśmiechnęła się na myśl o przyjemnym cieple i gorącej czekoladzie oraz miłemu plotkowaniu ze swoją najlepszą przyjaciółką. Lucy Heartfilia weszła do budynku. Do jej nozdrzy dotarł zapach palonej kawy. Wciągnęła ze świstem powietrze rozkoszując się wspaniałą wonią. Rozejrzała się po wnętrzu kawiarni. Ściany Caffe Bar miały pastelowy odcień różu. Na dużej sali były rozstawione brązowe, drewniane, okrągłe stoliki zakryte przez białe obrusy w jasnofioletowe drobne kwiatuszki. Na każdym z nich ustawiony był wazonik z tulipanem w różnym kolorze. Lucy odszukała wzrokiem niską kobietkę o krótkich niebieskich włosach i brązowych oczach. Siedziała przy stoliku pod ścianą, nosem w książce z kubkiem gorącego kakao. Lucy przeszła wężykiem pomiędzy stolikami i dotarła do przyjaciółki.
-Ohayo Levy!- powiedziała blondynka uśmiechając się pogodnie. Levy McGarden zamknęła książkę i posłała miły grymas w stronę nowo przybyłej towarzyszki.
-Ohayo Lucy.- odpowiedziała. Do stolika podeszła wysoka kelnerka o łagodnym spojrzeniu z bananem na ustach.
-Podać Pani coś?
-Tak, poproszę gorącą czekoladę.- rzekła Heartfilia bez zastanowienia.
-Oczywiście. Może coś do jedzenia?
-Nie dziękuję.
Kelnerka opuściła ich stolik udając się po zamówienie.
-Mocno zmokłaś.- odezwała się Levy- jeszcze się przeziębisz!
Blondynka machnęła lekceważąco ręką.
-Oj tam. Zobacz, już się przejaśnia.
 Obie spojrzały w okno. Pierwsze promienia słońca wychylały się zza ciemnych obłoków.
-Masz racje.
-Noo, ja ją zawsze mam.- Levy prychnęła cicho pod nosem- A co to miało być?- oburzyła się Heartfilia 
-A co tam u ciebie słychać Lucy?- zapytała jak gdyby nigdy nic niebieskowłosa
Lucy westchnęła głośno i rozłożyła się na stoliku.
-Ech Levy… Mam strasznie dużo roboty. Erza to prawdziwy potwór!
Przyjaciółka zaśmiała się.
-Przesadzasz.
Kelnerka przyniosła zamówiony napój. Lucy upiła spory łyk rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po całym ciele.
-Levy a jak tam twój nowy chłopak? Jet tak?- blondynka posłała przyjaciółce zadziorny uśmieszek
-Lucy! Ten bezmózgowiec to nie mój chłopak!- McGarden nadmuchała zaczerwienione policzki
-Tak tak..
-Masz nowy lakier?- zaciekawiła się aż za bardzo entuzjastycznie Levy
Lucy skwapliwie pokiwała głową, nie chcąc drążąc tematu.
-No. Kupiłam go w tym nowym sklepie za rogiem. Prawda, że świetny?
-Cudny!- zachwycała się niebieskowłosa –Lucy musze go kupić!
-Levy koniecznie teraz?- zapytała z niedowierzaniem przyjaciółka drobnej osóbki, której nie na rękę było opuszczanie ciepłej kawiarenki i pysznego kakao.
-Tak.- uparła się McGarden
Lucy westchnęła zrezygnowana.
-Jesteś gorsza od Erzy.- jęknęła
-Przekażę jej to.- na oblicze niebieskowłosej wpełz złowieszczy uśmieszek
-Nawet się nie waż!!- Lucy zbladła
-No to chodźmy.
-Aha.- mruknęła przegrana
Nagle zadzwonił telefon Lucy. Blondynka wygrzebała ze skórzanej torby barabaniącą komórkę. Na wyświetlaczy migał napis: Erza. Heartfilia odebrała.
-Halo?
-Lucy?!- wydarł się kobiecy głos
 Kobiecie ciarki przeszły po plecach. Spojrzała na Levy, która bezgłośnie mówiła: Już po tobie.
-Tak Erzo?
-Gdzie ty się podziewasz?! Masz natychmiast stawić się u mnie! Dlaczego wykres zysków i strat nie jest jeszcze gotowy? A faktury cukierni?
-Zaraz będę Erzo.- jęknęła Lucy
-Mam taką nadzieję.- ton głosu szefowej Heartfilii przypominał słowa mordercy
Po chwili Erza Scarlet rozłączyła się.
-Levy muszę pędzić do firmy inaczej ona mnie zapije!- przerażona blondynka aż zbladła, wyobrażając sobie w myślach wkurzoną szefową.
-Jasne Lu. Mam niedaleko samochód. O tu naprzeciwko, obok Diamentu. Podwieźć cię?
-Dziękuje Levy. Życie mi ratujesz.
Obie zapłaciły za napoje i w pospiechu wyszły. Szybko przebiegły na drugą stronę jezdni, gdzie obok sklepu jubilerskiego Diament stała zaparkowana biała skoda Levy.
*
 Trójka mężczyzn ubranych w czarne jeansy oraz bluzy z kapturem niepostrzeżenie przemknęła na zaplecze sklepu jubilerskiego Diament. Powoli otworzyli drzwi i wślizgnęli się do wnętrza budynku forsując zamek w drzwiach.Wokół panowała grobowa cisza, którą przerwał głuchy łoskot i siarczyste przekleństwo.
-Natsu popierdalańcu!- wrzasną jeden z zamaskowanych ninja o ciemnych włosach
-Debilu przypierdolić Ci?!- rozwrzeszczał się drugi z czerwonymi oczami
-Sory, ciemno tu.- jękną osobnik leżący na podłodze u stóp towarzyszy. 
Rozległ się dźwięk telefonu.
-Halo?- warkną do telefonu Gray
-Kochanie gdzie jesteś?
-Co kurwa ?!
-Gray to ja Alice, nie poznajesz?- właścicielka piskliwego głosiku była wyraźnie zrozpaczona, że miłość jej życia o niej zapomniał
-Nie znam Cię.- fukną do telefonu Gray po czym się rozłączył
-Że też roboty nie umieją normalnie odwalić- żąchną Gajeel 
-Mordy w kubeł i do pracy.- wtrącił Natsu
-I mówi to osoba, która jeszcze przed chwilą wycierała gębą podłogę.- odciął się Redfox
-Dobra ruszać się, bo inaczej Jellal nas zakatrupi.
Po cichu trójka zamaskowanych zamachowców trafiła do głównej sali sklepu. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wtargnęli do środka wrzeszcząc:
-To jest napad!!!!!
*
Levy dorwała kluczyki auta i włożyła je do dziurki od klucza. Przekręciła i otworzyła drzwiczki samochodu od strony kierowcy. Lucy również wykonała taką czynność. Nagle rozległ się głośny huk. Szyby z witryn sklepu zamieniły się w ostre okruchy. Blondynka upadła na ziemię mocno oszołomiona. Levy zdążyła się schować za samochodem. Gdy wybuch miną od razu podbiegła do poobijanej przyjaciółki. 
*
Gray wrzeszczał na przerażonych ludzi: właściciela sklepu oraz klientkę, Natsu pozbierawszy forsę i cenne kamienie biegał wszędzie nie wiadomo czego, a Gajeel w spokoju palił papierosa.
-Salamandrze już?- zapytał gdy zgasił
-No pewnie!
Różowo włosy chłopak wcisną mały czerwony przycisk w czarnym pudełeczku. Szyby z witryn i okien budynku wybuchły zostawiając po sobie puste ramy oraz tony szkła na chodnikach.
-Żelazko zbieraj się i idziem!- zawołał Gray i  wypadł na ulicę. 
Za nim ze sklepu wyskoczyli jego towarzysze. Natsu wyleciał i dorwał się do pierwszego lepszego auta. Otwarte! Dziękował niebiosom za te szczęście. Gajeel wyszedł w pośpiechu na ulicę jednak się zawrócił. Wpadł do sklepu. Podszedł szybko do właściciela i powiedział:
-Nawet się nie waż mówić o nas policji, bo wiemy gdzie pan mieszka, panie....-zerkną na plakietkę -Johnes.
Zawrócił się i wyszedł ze sklepu. Ludzie wokół krzyczeli i robili wiele hałasu i szumu. Zobaczył Natsu cieszącego gębę z białej skody, w której siedział. Obok leżała pół przytomna blondynka i klęcząca obok niej mała niebiesko włosa kobieta. Wsiadł na tylne siedzenie.
-Już.
Gray ruszył z piskiem opon.
-Hejjjj!!!!!!-rozległ się wrzask Levy, właścicielki skradzionego auta
Po drugiej stronie ulicy stał czarny Maserati. Jego właściciel włączył silnik i gdy tylko biała skoda odjechała z miejsca zdarzenia, ruszył w przeciwną stronę. Jellal uśmiechną się pod nosem, zadowolony z pracy swoich towarzyszy. Jego telefon zadzwonił.
-Halo?
-I jak robota?-zapytał zachrypnięty głos
-Wszystko poszło z godnie z planem.-odpowiedział bezbarwnym tonem